Archiwum Polityki

PiS, Platforma, dwa bratanki

I znowu wraca pomysł, żeby odnowić POPiS, przynajmniej na poziomie władz samorządowych, bo inaczej nie będzie można skutecznie rządzić. Chętniej mówią o tym politycy PiS. Obie partie jednak, mimo tylu awantur, w naturalny sposób pozostają sobie bliskie. Aż za bardzo.

Platforma liczy na to, że i tak swój udział w rządzeniu będzie miała, czy to w lokalnych koalicjach z PiS, czy to z PSL, a nawet z LiD (Lewica i Demokraci), gdyż takie będą realia. To nie będą porozumienia polityczne (do tego w Warszawie namawiał Hannę Gronkiewicz-Waltz Marek Borowski, ale otrzymał surową odprawę), tylko porozumienia „w sprawie” powołania nowych władz „dla dobra wyborców”.

Ale to, co jest w miarę proste na dole, na górze nadal pozostaje bardzo skomplikowane. Unikanie porozumień z LiD zdaje się być ważnym bastionem obrony PO przed atakami PiS, które wciąż próbuje „liberałom” doprawić czerwoną gębę, mimo że sam sobie przyprawił gębę Samoobrony. (Ale wiadomo, że PiS zadało się z Samoobroną dla wyższych celów, a PO kolaborowałaby z LiD z najniższych pobudek).

I tego Rubikonu politycy PO nie są w stanie przekroczyć, bo – w konsekwencji – musieliby zasadniczo przeorientować strategię swojej partii, jej politykę i ideologię. Musieliby z nową gębą się oswoić, ba, obnosić ją bez wstydu, przedstawić jakieś zrozumiałe uzasadnienie. Słowem oddalić się od PiS na odległość tak dużą, że rzeczywiście musieliby stać się zupełnie inni niż są. I po prawdzie odciąć się od szansy powrotu do idei POPiS, która wciąż się gdzieś kołacze, staje się legendą obu partii.

Kto się lubi, ten się czubi

Ale politycy PO nie chcą stanąć do zasadniczej konfrontacji z PiS. Niby powtarzają bez przerwy – nie tylko zresztą oni – że rządy Prawa i Sprawiedliwości są zgubne dla Polski, że te rządy trzeba przerwać za wszelką cenę, ale zawsze, jak na razie, zatrzymują się przed podjęciem ostatecznej decyzji. Tak było w okresie ostatniego przesilenia rządowego (gdy Andrzej Lepper został wyrzucony z rządu i wracał do niego rozglądając się za Rokitą i Tuskiem, który akurat odpoczywał na urlopie) i tak było, gdy z lewej strony i z centrum płynęły w ich stronę zachęty do zawarcia jakichś trwalszych i zasadniczych porozumień.

Polityka 48.2006 (2582) z dnia 02.12.2006; Kraj; s. 32
Reklama