Archiwum Polityki

Jastrzębie gubią pióra

Inwazja na kraj, który Ameryce nie zagrażał, podważyła jej doktrynę wojny prewencyjnej, ugrzązł też plan budowania demokracji na Bliskim Wschodzie. Po porażce republikanów w wyborach do Kongresu wypowiedzi prezydenta wskazują, że jest otwarty na zmianę kursu. Na jaki? Tego nie wiadomo.

Przekonanie o nieuniknionej klęsce w Iraku staje się w USA coraz bardziej powszechne. Nawet były sekretarz stanu Henry Kissinger, dotąd zagorzały obrońca wojny, powiedział, że zwycięstwo w Iraku, czyli pozostawienie tam silnego i stabilnego rządu, który utrzyma kraj w całości, jest po prostu niemożliwe. Na innych frontach bilans dokonań Busha jest równie fatalny. Dwa pozostałe państwa osi zła: Iran i Korea Północna kpią sobie z amerykańskich pogróżek i zbroją się w atom. Konflikt izraelsko-palestyński zaostrzył się od początku prezydentury George’a Busha, w czym ma on niemałą zasługę, bo uznał, że „droga do pokoju w Jerozolimie prowadzi przez Bagdad”. Wojna w Iraku spotęgowała niechęć do Ameryki w całym świecie muzułmańskim.

Agresywna i arogancka polityka Busha doprowadziła do zbliżenia Rosji z Chinami, które zgodnie współpracują nad osłabieniem hegemona. W Ameryce Łacińskiej, tradycyjnej strefie wpływów USA, Amerykanie mają coraz mniej przyjaciół po fali wyborczych zwycięstw lewicowych populistów. Ameryce dawno nie szło na światowej arenie tak źle. Dziwne, że potrzeba było aż wyborczego zwycięstwa demokratów, by Biały Dom dojrzał do zmiany kursu.

Mianowany nowym ministrem obrony Robert Gates, były długoletni funkcjonariusz, a potem dyrektor CIA, zasadniczo różni się od swego poprzednika. Choć także republikanin, jest nie tyle partyjnym politykiem, jak Donald Rumsfeld, co raczej ekspertem ds. wywiadu i bezpieczeństwa międzynarodowego. Dwa lata temu (wraz ze Zbigniewem Brzezińskim) wzywał do podjęcia dialogu z Iranem. W 1998 r., po zamachach bombowych na ambasady USA w Afryce, w artykule w dzienniku „New York Times” wyrażał wątpliwości, czy wojna z terroryzmem powinna być najwyższym priorytetem amerykańskiej polityki zagranicznej i przestrzegał, że używanie siły „nieuchronnie zrodzi w odwecie więcej przemocy” wymierzonej w Amerykę.

Polityka 48.2006 (2582) z dnia 02.12.2006; Świat; s. 54
Reklama