Inwazja na kraj, który Ameryce nie zagrażał, podważyła jej doktrynę wojny prewencyjnej, ugrzązł też plan budowania demokracji na Bliskim Wschodzie. Po porażce republikanów w wyborach do Kongresu wypowiedzi prezydenta wskazują, że jest otwarty na zmianę kursu. Na jaki? Tego nie wiadomo.
Przekonanie o nieuniknionej klęsce w Iraku staje się w USA coraz bardziej powszechne. Nawet były sekretarz stanu Henry Kissinger, dotąd zagorzały obrońca wojny, powiedział, że zwycięstwo w Iraku, czyli pozostawienie tam silnego i stabilnego rządu, który utrzyma kraj w całości, jest po prostu niemożliwe. Na innych frontach bilans dokonań Busha jest równie fatalny. Dwa pozostałe państwa osi zła: Iran i Korea Północna kpią sobie z amerykańskich pogróżek i zbroją się w atom.
Polityka
48.2006
(2582) z dnia 02.12.2006;
Świat;
s. 54