Archiwum Polityki

Salami na pół

Wprawdzie słynny od tygodni plac Kossutha w Budapeszcie ostatnio opustoszał, ale zarówno premier Ferenc Gyurcsány, jak i lider opozycji Viktor Orban nadal korzystają z kuloodpornych limuzyn.

Węgrzy są podzieleni. Prawica do tego stopnia nienawidzi się z lewicą, że trudno cokolwiek przewidzieć, zwłaszcza ze strony ekstremistów. Stąd zaostrzone środki bezpieczeństwa. Gdyby przywódcom obu obozów coś się przytrafiło, Węgry znalazłyby się na progu wojny domowej. Jej przedsmak mieliśmy w czasie obchodów 50-lecia powstania z 1956 r.

Po wrześniowych zamieszkach i atakach na budynek węgierskiej telewizji, szef węgierskiego BOR podjął natychmiast decyzję o wzmożeniu ochrony. Jednocześnie zaproponował oddanie do dyspozycji Viktorowi Orbanowi opancerzonego samochodu. Lider opozycji, który do tego czasu korzystał z Mercedesa ufundowanego przez jednego ze swoich anonimowych zwolenników z Niemiec, uniósł się jednak honorem i odmówił. Oświadczył, że nie musi korzystać z pomocy rządu, bo jego partię stać na zapewnienie mu bezpieczeństwa. Tak więc Fidesz zakupił dla Orbana dwa kuloodporne auta – limuzynę oraz samochód terenowy. Orban sporo podróżuje, dociera do najdalszych zakątków Węgier i tam przemawia do tłumów. Od kiedy Fidesz jest partią opozycyjną, a więc od ponad czterech lat, Orban przestał w ogóle występować w parlamencie i stał się mówcą wiecowym. Socjaliści twierdzą, że od kiedy przegrał wybory, ma niewiele do powiedzenia w parlamencie. Umie za to podjudzać tłum przeciw rządzącej koalicji.

Zmęczone wojną Węgry próbują rozpaczliwie znaleźć wyjście zarówno z politycznego impasu, jak i ekonomicznego kryzysu.

Jeszcze wiosną Węgrom żyło się dobrze

i walczące o zwycięstwo w wyborach parlamentarnych dwie główne siły – Węgierska Partia Socjalistyczna oraz prawicowe Zjednoczenie Obywatelskie Fidesz – prześcigały się w obietnicach. Po wyborach, bez względu na zwycięzcę, trzeba było ujawnić zadłużenie sięgające 10 proc. PKB i konieczność drastycznych ograniczeń.

Polityka 48.2006 (2582) z dnia 02.12.2006; Świat; s. 68
Reklama