Na dzisiejszych Węgrzech referenda, i to najlepiej w dniu wyborów, mają za zadanie zmobilizować rozleniwiony sukcesami elektorat Fideszu.
Od kilku dni rosyjscy uczniowie uczą się historii z nowego podręcznika. Niepokojąco dużo w nim stycznych z opowieścią wpajaną uczniom w szkołach serbskich, węgierskich i polskich.
Według Budapesztu to kolejny odwet Ameryki za „suwerenną politykę Węgier”, szczególnie w kontekście wojny w Ukrainie.
Takim językiem mówią wschodni despoci, do których Orbánowi dziś bliżej niż do liberalnego Zachodu. W polityce słowa mają swoje konsekwencje, a liberalny Zachód je dostrzega.
Gdy Rada UE przetrwa już jakoś węgierską prezydencję, może ją jeszcze czekać prezydencja Dudowa.
„Dopóki nasze więzienia są przepełnione, nie widzimy potrzeby, aby z pieniędzy węgierskich podatników utrzymywać cudzoziemskich przemytników” – mówi Gergely Gulyás, szef kancelarii Orbána.
Papież Franciszek – jak Viktor Orbán – dystansuje się od linii Zachodu w sprawie Ukrainy. Co nie znaczy, że Orbán dostał od Watykanu zielone światło dla swej polityki.
Budapeszt, Sofia czy Belgrad mało komu kojarzą się z amerykańskimi superprodukcjami. A jednak to europejskie miasta coraz częściej wygrywają wyścig o to, gdzie będą kręcone kolejne wielkie hity. Serial „The Ark” przeciera tu nowe szlaki.
Według Viktora Orbána za rekordową inflację na Węgrzech – nazywaną przez niego wojenną – odpowiedzialni są wszyscy, tylko nie jego rząd. I nie Rosja.
„To kolejny ważny krok w kierunku osłabiania Rosji” – powiedział premier Mateusz Morawiecki, komentując przyjęcie kolejnego pakietu sankcji.