Rocznica sowieckiej napaści. Magyar wzywa do walki, Orbán straszy Unią. Fidesz skończy jak PiS?
W socjologii pamięci, jednej z najprężniej rozwijających się dziedzin nauk społecznych w ostatnich latach, istnieje popularne założenie teoretyczne polegające na stwierdzeniu, że „przeszłość, ponieważ nie istnieje, jest tym, co się z nią zrobi dzisiaj”. Prekursorem takiego podejścia jest prof. Jeffrey Olick, znany amerykański socjolog związany z nowojorskim Uniwersytetem Columbia.
W praktyce oznacza ono możliwość dowolnego budowania narracji historycznych, zwłaszcza w celach zbijania kapitału politycznego. Ponieważ nie można empirycznie cofnąć się w czasie, by doświadczyć tego, co było, można o tym okresie zbudować właściwie dowolną opowieść.
Węgrzy podzieleni przeszłością
Wzbierająca od początku ubiegłej dekady fala prawicowego populizmu otworzyła całkowicie nowy rozdział w procesie historycznego rewizjonizmu w codziennej polityce. Nastąpił wysyp polityków, którzy są – cytując Zbigniewa Baumana – retrotopiczni, czyli bez podawania konkretów opowiadają o czasach minionych jak o raju utraconym. O pewnej utopii, która kiedyś już była i którą należy przywrócić.
Robią to oczywiście na tyle nieprecyzyjnie i wybierają czasy tak odległe, że nie da się ich narracji skonfrontować z faktami, z historiografią czy ze zwykłą ludzką pamięcią. Nie zmienia to faktu, że te retrotopiczne narracje, czy to u brytyjskich zwolenników brexitu, czy to w ruchu MAGA, czy przede wszystkim u Viktora Orbána, są po prostu skuteczne.