Autorzy serialu kryminalnego „Mrok“ (TVP 1) postawili sobie zadanie ambitne: mniej pościgów, a więcej nastroju, pojedynki słowne zamiast strzelaniny, stylowy klimat zamiast tandetnych błysków policyjnego koguta; kryminał jak za starych, dobrych czasów. Projekt jednak nie do końca się udał. Z jednej strony mamy do czynienia – to rzadkie w polskiej telewizji – z rzeczą wysmakowaną i spójną estetycznie. Przygaszone kolory i graficzna czołówka odsyłają do lat sześćdziesiątych (reżyser Jacek Borcuch w wywiadach mówił o klimacie francuskich kryminałów z Gabinem czy Venturą i o „Kobrze“), powracający na ekrany Bronisław Cieślak w roli komendanta Strumiłły przywołuje z kolei atmosferę kultowego „07 zgłoś się“. Operator Michał Englert udowadnia, że Warszawę można filmować atrakcyjnie i niebanalnie. Jednak ta efektowna wizualnie seria na razie nie wciąga. Intrygi są bardziej skomplikowane niż wyrafinowane (to jednak duża różnica), a po dwóch odcinkach nie wydaje się, by komisarz Michał Grosz (Przemysław Bluszcz), trochę cynik, a trochę idealista z nieznośną skłonnością do filozofowania, mógł widza jeszcze czymkolwiek zaskoczyć.
Mateusz Halawa
Mrok
, reż. Jacek Borcuch, TVP 1, wtorki 20.20 i 21.10 (dwa odcinki tygodniowo)