W wyniku poważnego kryzysu Poczty Polskiej niektóre media otrzymały w ostatni piątek fałszywkę listu Jana Rokity do Donalda Tuska, którą, niestety, pochopnie upubliczniły. „Fusom” udało się dotrzeć do prawdziwej wersji tego dokumentu. Zdecydowaliśmy się opublikować ją z pewnymi skrótami.
„Drogi Donaldzie!
Skoro minęły wybory, pozwól, że bez obawy wzbudzania nagłych poruszeń w elektoracie wyłuszczę Ci wszystko powoli i w prostych słowach, abyś w miarę swoich możliwości zrozumiał, o co mi chodzi, a nie rozpowiadał wszystkim, że bredzę jak zawsze. (Jeśli ktoś tu bredzi, to na pewno nie ja, tylko wiesz dobrze Donaldzie kto, czego Ci, rzecz jasna, nigdy nie wypomnę, gdyż partyjna lojalność znaczy dla mnie wiele!) (...)
Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że jestem strasznie inteligentny. Mówi się nawet, że jestem za inteligentny na polityka, bo jak wiadomo, inteligencja odbiera rozum, zwłaszcza rozum zbiorowy, będący fundamentem działania każdej partii. Cóż, nic na to nie poradzę. (...) Niedawno w drugiej turze wyborów poparłem kandydata PiS na prezydenta Krakowa. Zapytasz pewnie, o co mi chodziło? Dalibóg, Donaldzie, nie wiem, aż tak inteligentny nie jestem, to po pierwsze. Może chodziło mi o przestrzeganie podstawowej zasady, że lubiany przeze mnie kandydat, który w ogóle nie nadaje się do niczego, jest lepszy od kandydata, który również nie nadaje się do niczego, ale jest przeze mnie nielubiany. Jak wiem, zasada ta przyświecała Tobie, gdy decydowałeś się na wspieranie kandydatury pani Hani, dlatego nie powinieneś oceniać mnie zbyt surowo. (...)
Kandydat, którego poparłem, przegrał z kretesem, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że tego nie przewidywałem. W końcu nie raz dokonywałem w życiu ważnych politycznych wyborów i zawsze były one chybione (choć, co warto podkreślić, słuszne).