Archiwum Polityki

Szkoda Fotygi

Gazeta Wyborcza” narzeka, że szefowa MSZ Anna Fotyga sieje w polskiej dyplomacji zamęt – bez powodu wstrzymuje niektóre ważne zagraniczne misje swoich zastępców, odwołuje nagle spotkanie wysokich urzędników sześciu dużych krajów Unii, gdy niektórzy goście są już w Warszawie, nie radzi sobie z obsadzaniem ambasadorskich wakatów oraz w ogóle jest nieufna i mało kontaktowa.

Jak łatwo się zorientować, atak jest tendencyjny, bo aby uczciwie atakować, trzeba znać złożony kontekst sytuacyjny oraz towarzyszące temu kontekstowi niuanse, jednym słowem, trzeba wiedzieć, o co w ogóle w naszej polityce zagranicznej chodzi. Tymczasem „Gazeta” tego nie wie, nie wiedzą tego również wypytywani przez nią urzędnicy MSZ. Prawdopodobnie nie wie tego także sama minister Fotyga, gdyż prezydent Kaczyński, który może coś wie, nie zawsze ma czas, aby ją poinformować, a trudno od kobiety wymagać, żeby sama się domyśliła, bo Duchem Świętym nie jest.

Umówmy się, misja pani minister do łatwych nie należy. Nie jest tajemnicą, że otacza ją personel mający zatrute, peerelowskie korzenie, tymczasem w jej gestii znajduje się cały świat ustosunkowany do Polski różnie, najczęściej wrogo. Ona sama wszędzie z wizytami jeździć nie da rady, a byle kogo nie pośle, zwłaszcza że nie wiadomo, czy prezydent się nie zdenerwuje. Taki wiceminister tłumaczy, że jedzie z ważną misją, a licho wie, co tak naprawdę robi, z kim się kuma i po jakich sklepach chodzi, zamiast znaleźć sobie coś do roboty na miejscu w ministerstwie.

„Wiceministrowie są potrzebni w kraju, by uczestniczyć w różnego rodzaju komitetach i posiedzeniach resortu” – wyjaśnia rzecznik MSZ dziennikarzowi „Gazety”, co powinno uzmysłowić redaktorom z Czerskiej, że czasy, gdy losy Polski decydowały się za granicą, minęły.

Polityka 49.2006 (2583) z dnia 09.12.2006; Fusy plusy i minusy; s. 101
Reklama