Archiwum Polityki

Les Bienveillantes

Najbardziej prestiżowa francuska nagroda literacka Goncourtów przypadła w tym roku, po ostrych dyskusjach, debiutanckiej powieści czterdziestoletniego Jonathana Littella „Les Bienveillantes” (tłumacz będzie miał spory zgryz z tym tytułem, gdyż autorowi nie chodzi bynajmniej o słownikowe „Przychylne”, „Dobrotliwe”). Książce dziwnej i niepokojącej zarazem. Jest to fikcyjny pamiętnik SS-Obersturmbannführera Maksymiliana Aue. Nie dość, że oficera SS, to co więcej jego najstraszliwszej formacji SD, odpowiedzialnej między innymi za eksterminację Żydów na zaplecze frontu w Rosji etc. Ale Aue jest nie tylko esesmanem. Również doktorem nauk prawnych, znawcą filozofii i literatury (francuskiej przede wszystkim), subtelnym melomanem, koneserem architektury, etnologiem-amatorem. Jak by tego było mało, jest również homoseksualistą i utrzymuje kazirodcze związki ze swoją siostrą bliźniaczką.

Losy rzucają naszego Obersturmbannführera właściwie wszędzie, gdzie dzieją się rzeczy patetyczne. Na Ukrainie morduje Żydów, na Krymie i Kaukazie zajmuje się tamtejszymi problemami narodowościowymi i religijnymi, walczy pod Stalingradem, odwiedza Auschwitz i Majdanek, jedzie do okupowanej Francji, kończy wojnę oczywiście w berlińskim bunkrze Hitlera. Nic dziwnego, że przy tak aktywnym trybie życia poznaje całą narodowo-socjalistyczną wierchuszkę. Spotyka się osobiście z Hitlerem, Himmlerem, Heydrichem, Kaltenbrunnerem, Globnickiem, Hoessem (oświęcimskim), najwybitniejszymi „znawcami” spraw rasowych, literatami, muzykami. Z Eichmannem (pani Eichmannowa doskonale gotuje) dyskutuje przy obiadach o imperatywie kategorycznym Kanta. Nawet w oblężonym Stalingradzie znajduje czas na długą dyskusję z wziętym do niewoli czerwonym komisarzem o podobieństwach faszyzmu i komunizmu.

Polityka 49.2006 (2583) z dnia 09.12.2006; Stomma; s. 106
Reklama