Na scenie politycznej od zakończenia wyborów prezydenckich rozgrywa się prawdziwy dramat. Wali się, a może się już całkiem zawaliła, koalicja POPiS. „Nie kłóćcie się” – zawołał czołowy tabloid, na pomoc wzywano też godne osoby, na przykład Władysława Bartoszewskiego i Zbigniewa Religę, być może z wizytą do Tuska uda się sam prezydent-elekt. Na tę koalicję głosowały przecież podobno miliony Polaków, co jest jednym z większych powyborczych odkryć, gdyż żadnej listy z kandydatami POPiS w wyborach nie było, co zapewne PKW poświadczy bez trudu.
Każdy gest aktorów dramatu śledziły dziesiątki kamer i podsłuchiwały dziesiątki mikrofonów, choć aktorzy do znudzenia powtarzali te same teksty. Nie rozważamy innej koalicji niż z PO – oznajmiali niezmiennie liderzy PiS i równie niezmiennie głosowali wspólnie z Samoobroną, PSL i LPR przeciwko propozycjom PO. Liczą się nie deklaracje, ale fakty, a faktem jest, że koalicja PiS z Samoobroną i LPR już istnieje, co więcej – okazuje się skuteczna – odpowiadali zgodnie z faktami liderzy PO. W tym spektaklu znalazł się nawet Rejtan i w tej roli wystąpił wokalista Cugowski, który – mimo że senatorem został z ramienia PiS – krzyknął swoje „nie pozwalam” i zapowiedział, że złoży mandat, gdy będzie musiał z Samoobroną. Zdaniem wokalisty nie tak miała wyglądać odnowa moralna w IV RP, co jest skądinąd spostrzeżeniem słusznym. Cugowski jest senatorem nowym i on, podobnie jak większość nowych parlamentarzystów, którzy kandydowali, by zmieniać Polskę, przeszedł szybki kurs polityki realnej. Nieraz pewnie musieli otwierać oczy ze zdumienia, gdy okazywało się, że nie ma trwałych obietnic i aliansów nieprzyzwoitych, a odwracanie przymierzy w zależności od celu jest praktyką zwyczajną.