Już nie kwiecień, już listopad.
Po śmierci papieża Polaka padło wiele wspaniałych słów o Polsce i Polakach; do twarzy nam było z żałobą. Dziś to są już coraz bardziej odległe wspomnienia z przeszłości. Ostatecznie nastroje popsuli politycy, którzy w czasie wyniszczających kampanii wyborczych zachowywali się mniej więcej tak jak kibice wrogich drużyn piłkarskich – nazajutrz po śmierci Jana Pawła II padali sobie w objęcia, a już w czasie następnej ligowej kolejki brali się za łby.
Z takiej Polski trudno być dumnym, nawet jeśli nieposprzątane jeszcze slogany wyborcze w dalszym ciągu obiecują kraj-raj.
Rzeczpospolita zwymyślana
Co więc takiego się stało, że zmienił się ton mówienia o Polsce? Zaczęło się od kolejno wykrywanych afer, potem był serial telewizyjny „Komisja śledcza na tropie”, następnie początek początku kampanii wyborczych i zapowiedź likwidacji III RP. W publicznych wypowiedziach polityków pojawiały się coraz częściej dosadne metafory, z których największą popularność zyskało mało eleganckie porównanie do szamba, w które trafia granat. Niby odnosiło się ono do działań oponentów, ale zarazem określało ogólniejszą sytuację kraju. Z tej samej kategorii porównań można by przypomnieć chlew („Zamiast chlewu wybierz parlament” – głosił przedwyborczy slogan Narodowego Odrodzenia Polski) czy świńskie metafory, które do znudzenia powtarzał Janusz Korwin-Mikke. Politycy wyższej rangi też nie skąpili Polsce uszczypliwości i obelg. Skądś się przecież wziął projekt przeprowadzki do IV Rzeczpospolitej.
Nie próżnowali twórcy: kiedy wszyscy wymyślali III RP, oni przecież nie mogli bezczynnie stać z boku. W końcu września w „Przeglądzie” ukazał się wywiad z poetą i felietonistą Tomaszem Jastrunem, zatytułowany „Zwykły polski burdel”.