Archiwum Polityki

Wyjście nie jest żadnym wyjściem

Terroryści, atakując misję ONZ w Iraku, ujawnili, czego się boją.

Czy w Iraku będzie tak jak w Izraelu i w Palestynie? Krwawy zamach na misję Organizacji Narodów Zjednoczonych w Bagdadzie i śmierć zasłużonego, autentycznego budowniczego pokoju (w Bośni, potem w Timorze Wschodnim), brazylijskiego dyplomaty Sergio Vieira de Mello, zbiegł się z krwawym zamachem w Jerozolimie. W sumie 50 osób zostało zabitych, a ponad 180 rannych. To ponure ostrzeżenie dla polskich żołnierzy w Iraku, na których ofiarę polska opinia publiczna nie jest przygotowana. Sytuacja w Iraku może szybko upodobnić się do konfliktu izraelsko-palestyńskiego: ciągłej spirali przemocy, która zabija wszelką nadzieję. W każdym razie wychodzi na to, że neokonserwatyści amerykańscy (to najbardziej dziś wpływowa grupa waszyngtońskich republikanów) zbyt pochopnie uwierzyli, że zniszczenie dotychczasowego porządku – prawda, iż dyktatorskiego i zbrodniczego – w Afganistanie, potem w Iraku, prowadzi do tworzenia demokracji, rządów prawa czy choćby możliwego do przyjęcia nowego ładu. Tymczasem nie ma irackich znanych autorytetów, ludzi z charyzmą, którzy gotowi byliby budować nowy ład, a imigranci iraccy – na których liczono – nigdy nie cieszyli się wielkim poważaniem wśród żyjących pod dyktaturą Saddama. W Ameryce zaczynają podnosić się głosy, by „sprowadzić naszych chłopców do domu”. Dziś głosy te są w mniejszości, ale co będzie w 2004 r. przed wyborami? W każdym razie, według instytutu badawczego Pew Centre, w sierpniu – i jeszcze przed ostatnimi zamachami – liczba Amerykanów uważających, że operacje wojskowe w Iraku idą dobrze – spadła do 19 proc., a aprobata dla prezydenta Busha ze szczytowego poziomu 82 proc. wróciła na poziom sprzed 11 września – 52 proc.

Dziś jednak, po rozbiciu Saddama i zniszczeniu struktur władzy w Iraku, nie można namawiać Ameryki, by ogłosiła zwycięstwo i wycofała się za ocean.

Polityka 35.2003 (2416) z dnia 30.08.2003; Komentarze; s. 18
Reklama