Północna część Cypru podpisała unię celną z Turcją. To wrogi krok wobec cypryjskich Greków oraz Brukseli, oddalający normalizację. Widać nad Cyprem wisi fatum. Kiedy w kwietniu otwarta została granica – od prawie 30 lat dzieląca wyspę – wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Cypryjscy Grecy i Turcy odkryli z entuzjazmem, że po drugiej stronie drutu kolczastego mieszkają normalni ludzie – i że najwyższa pora skończyć z absurdalnym zimnowojennym podziałem wyspy. Zwłaszcza w obliczu przystąpienia do Unii Europejskiej. Teoretycznie wstępuje cały Cypr, ale w praktyce – do czasu osiągnięcia porozumienia – tylko jego grecka część. Skąd więc ta nagła manifestacja złych intencji? Pewnie stąd, że w Turcji ostro rywalizują ze sobą dwa sposoby myślenia: prounijny rząd gotów jest zakończyć konflikt cypryjski, aby o jedną przeszkodę w drodze do Europy było mniej; siły zachowawcze, głównie armia, chcą, żeby wszystko trwało, tak jak jest. Cierpią na tym tureccy Cypryjczycy.