Statystycznie jeden na piętnastu mężczyzn jest gejem, a jedna na dwadzieścia pięć kobiet – lesbijką. Wedle światowych szacunków osoby o orientacji homoseksualnej stanowią około 7 proc. każdego społeczeństwa. Natomiast wiedza o tej grupie współobywateli jest właściwie żadna, dominują stereotypy. Także edukacja szkolna w tym zakresie właściwie nie istnieje. Projektowano ją w ramach przedmiotu „Przygotowanie do życia w rodzinie”, ale to, co pozostało w wyniku modyfikacji programu dokonanych w drugiej połowie lat 90., jest faktycznie antyedukacją. Zatwierdzone do użytku szkolnego podręczniki i materiały dla nauczycieli stanowią kompilację negatywnie wartościujących ocen. „Należy generalnie uznać, iż związek homoseksualny jest związkiem patologicznym”, „Postawa homoseksualna jest formą zaprzeczenia własnej płciowości i wyrazem lęku przed partnerem płci odmiennej oraz agresji wobec samego siebie”, „Homoseksualiści i lesbijki mają w ciągu życia nawet do kilku tysięcy różnych partnerów”. I tak dalej w duchu wzbudzania niechęci i lęku („Zanim wybierzesz” M. i W. Grabowscy, A. i M. Niemyscy, M. i P. Wołochowiczowie).
Już na początku lat 70. dwudziestego wieku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) zrzeszające autorytety naukowe z całego świata postanowiło – w następstwie coraz liczniej pojawiających się wątpliwości – poddać rewizji wyniki wielu dotychczasowych badań nad homoseksualizmem. Z zakłopotaniem zdemaskowano kompromitujące wykroczenia przeciwko metodologii naukowej, które podważały wiarygodność wniosków wyprowadzanych z tych badań.
Zła matka, a może gorszy ojciec?
Jednym z najpoważniejszych uchybień była rażąca niereprezentatywność osób badanych w zestawieniu z całą homoseksualną społecznością.