Nie jest jasne, czy przedziwny skład gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych to jego autorski pomysł. Gabinet tworzy 19 osób, wśród nich jest 7 doradców wiceministrów. Kieruje nimi były szef gabinetów kolejnych ministrów łączności, członek rady nadzorczej Poczty Polskiej i radomskiego Łucznika; jest szef biura poselskiego ministra, dwóch byłych wojewodów, były dyrektor departamentu administracji publicznej w dawnym URM, działacz krakowskiego stowarzyszenia opowiadającego się za zaostrzeniem represji karnych, rzecznik prasowy jednego z poprzednich ministrów spraw wewnętrznych, były szef biura analiz UOP, są też osoby zupełnie nieznane i w resorcie niewidywane. Konkretny przydział obowiązków ma czterech członków gabinetu. Najbardziej widocznym efektem prac tej formacji jest reorganizacja ministerstwa i znaczne zwiększenie liczby wydziałów, a więc i stanowisk kierowniczych (w dużej części obsadzonych przez pełniących obowiązki, czyli pochodzących z politycznego nadania, a nie z konkursów) oraz doprowadzenie do odwołania sprawnego dyrektora generalnego. Ten gabinet nie zebrał się jeszcze ani razu i w ogóle nie wiadomo, czym zajmuje się większość jego członków.
To nie jest opis gabinetu politycznego ministra Krzysztofa Janika, o którym zrobiło się ostatnio głośno w związku z łamaniem ustawy antykorupcyjnej przez jego dwóch kolejnych szefów i jednego z doradców. To jest opis gabinetu politycznego jego poprzednika Marka Biernackiego, jaki na łamach „Polityki” zamieściliśmy w marcu 2000 r. Pisaliśmy wówczas o wielu innych gabinetach politycznych, które nie były wprawdzie tak liczne, ale równie tajemnicze, zaludnione przez osoby bez ładu i składu, przez politycznych przyjaciół, biznesowych kolegów lub po prostu figurantów, którzy zadowalali się tym, że na drzwiach zawisła wizytówka z ich nazwiskiem i nawet po wynagrodzenie nie fatygowali się do kasy, ale pieniądze przesyłano im na konta.