Archiwum Polityki

Rdzeń czy obwarzanek

Szybko zapomnieliśmy, że dążymy do Europy

Po referendum, które przesądziło o polskim członkostwie w UE, szybko z nas uszło europejskie powietrze. Znów polityka wewnętrzna trzyma nas bez reszty w swych kleszczach. Premier jest zajęty bardzo spóźnionym czyszczeniem swej stajni. Prezydent też nie wykazuje europejskiego wigoru, bo wynik referendum i wejście Polski do UE 1 maja 2004 r. jest ukoronowaniem, a nie początkiem jego prezydentury.

Zaraz po referendum niektórzy zachodni komentatorzy do gratulacji dopisywali przestrogę, że skończyła się dla nas taryfa ulgowa, Polska musi nie tylko szybko uporządkować swój wewnętrzny bałagan, ale i pokazać, że potrafi dbać nie tylko o własne interesy w UE, ale i o dobro całej wspólnoty. Tymczasem z wypowiedzi naszych czołowych polityków trudno odczytać, o jaką Europę im chodzi i jak Polska zamierza ją wzmacniać i usprawniać. Brak własnej europejskiej wizji niejeden z naszych polityków przesłania głośnym oburzeniem na nazbyt wolteriańską preambułę konstytucji europejskiej oraz sprzeciwem wobec perspektywy odebrania nam dwóch głosów w Radzie Europy.

Poza tym trudno dopatrzyć się przemyślanej strategii europejskiej. Czy Polska chce szybko wejść do strefy euro, jak twierdzi Leszek Balcerowicz, czy – jak sugeruje Jerzy Hausner – wrecz przeciwnie, woli na dłuższy czas zatrzymać złotówkę? Nawet prezydent jest w sprawach unijnych niezdecydowany. W maju deklarował zdecydowane poparcie dla tworzenia wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa UE, ale już na początku lipca w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zdystansował się od koncepcji Europy federalnej, „bo jesteśmy zbyt przywiązani do swojej państwowości”. Tymczasem coraz ściślejsza unia jest istotą reform strukturalnych rozpoczętych w Nicei.

Polityka 32.2003 (2413) z dnia 09.08.2003; Komentarze; s. 17
Reklama