W poprzedniej dekadzie w lotnictwie cywilnym co roku ginęło w wypadkach średnio 5–6 osób. W 2002 r. w 26 wypadkach lotniczych śmierć poniosło 12 osób, a poważnych obrażeń doznało 6. Zniszczeniu lub uszkodzeniu uległy 94 statki powietrzne. Odnotowano też 707 incydentów lotniczych. Ze sporządzonej przez Urząd Lotnictwa Cywilnego „Analizy stanu bezpieczeństwa lotów i skoków spadochronowych w 2002 r.” można się dowiedzieć, że „poziom bezpieczeństwa lotów nieznacznie obniżył się” i że wzrosły wskaźniki awaryjności.
Specjaliści od badania przyczyn wypadków i władze Aeroklubu Polskiego już w sierpniu 2002 r. zwołały we Włocławku nadzwyczajną konferencję poświęconą bezpieczeństwu lotów, uważają jednak, że nie ma jeszcze powodu bić na alarm. W Stanach Zjednoczonych tzw. roczny nalot w lotnictwie cywilnym (czas przebywania w powietrzu samolotów, śmigłowców, szybowców i innego sprzętu) jest mniej więcej tysiąc razy dłuższy niż w Polsce i wykonuje się tam tysiąc razy więcej skoków spadochronowych. I porównując polskie wskaźniki bezpieczeństwa z amerykańskimi, widzimy, że są one podobne – tłumaczą specjaliści.
Ale ten optymizm może się okazać na wyrost, bo już w tym roku Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych zarejestrowała 8 śmiertelnych ofiar w Polsce i 4 ofiary poza naszymi granicami (z udziałem polskiego personelu lotniczego lub sprzętu latającego zarejestrowanego w Polsce). W kraju zginęło trzech paralotniarzy, dwóch pilotów i dwóch szybowników oraz jeden pasażer, a Lotnicze Pogotowie Ratunkowe straciło dwa śmigłowce. Nikt dokładnie nie policzył jeszcze nóg i kręgosłupów złamanych przez spadochroniarzy, a zwłaszcza paralotniarzy, których wypadki (poza śmiertelnymi) wymykały się dotąd rzetelnym statystykom.