Archiwum Polityki

Pedofilia: bez histerii, bez lekceważenia

Po pierwsze przełamać wstyd

Pewien optyk z Kalifornii, oskarżony o wykorzystywanie seksualne chłopców w czasie dobierania im szkieł, na dwie godziny przed stawieniem się w sądzie zgwałcił kolejne dziecko. W Dallas ojczym wykorzystał swą 9-letnią chorą pasierbicę w czasie oczekiwania na wyrok w tej sprawie. Pastor z Kentucky, gdy go pytano, gdzie było jego sumienie, gdy krzywdził swe dwie wnuczki, powiedział: ono było ze mną; myślę, że gdybym nawet całym umysłem i sercem wierzył, że zaraz otworzy się przede mną piekło, to i tak bym to zrobił.

Anna C. Salter, amerykańska terapeutka, podała te przykłady w przygotowywanej obecnie do druku książce „Pokazywanie traumy” na poparcie tezy, że seksualne wykorzystywanie dzieci ma charakter szczególnie kompulsywny, uparcie nawracający. Sprawcy czynów pedofilskich powtarzają w wywiadach klinicznych i sądowych, że muszą to robić, że to silniejsze od nich. Dlatego pedofile są tak niebezpieczni. I dlatego doniesienia o kolejnych aktach wykorzystywania seksualnego dzieci będą raz po raz bulwersowały opinię społeczną.

Seksualna napaść to swoisty psychiczny cyklon – pisze Anna Salter – w oku którego, mimo doznanych spustoszeń, ofiara musi wykłócać się z zaprzeczającym światem o przyznanie, że istotnie stało się coś złego. Lecz stało się także coś wyjątkowego: ofiary, które dotąd nie śmiały nawet pomyśleć, że dzieje się im krzywda – przeciwnie, obwiniały siebie – zyskały odwagę, aby wskazywać krzywdzicieli i żądać dla nich kary.

Czynią to częściej już jako dorastający lub w wieku zupełnie dorosłym. Jako mali chłopcy i małe dziewczynki nie mieli takich możliwości. Próby ujawniania napaści seksualnej ze strony członków rodziny, przyjaciół domu, wychowawców, duchownych wydawały się ich rodzicom tak niedorzeczne, straszne i niemieszczące się w głowie, że reagowali agresją: jak śmiesz w ogóle o czymś takim mówić?

Polityka 26.2003 (2407) z dnia 28.06.2003; Komentarze; s. 17
Reklama