Paulina Grabowska, absolwentka prawa na UW, bardzo dobrze pamięta pierwszy dzień swoich wakacyjnych praktyk w kancelarii adwokackiej. Poznała wtedy podstawową umiejętność każdego młodego adepta sztuki prawniczej. Nauczyła się pisać wezwanie do zapłaty. – Byłam zaskoczona, dopiero później dowiedziałam się, że od tego zaczynali prawie wszyscy znajomi z roku – mówi Paulina, która dziś szuka pracy. O to, jak się pisze wezwanie do zapłaty, pytają ją w trakcie każdej rozmowy kwalifikacyjnej.
Ponaglenia, przypomnienia, monity, pisma, prośby i groźby. To codzienność w naszej rzeczywistości gospodarczej. Zatory płatnicze mogą doprowadzić nawet do bankructwa, o czym przekonali się wraz z nadejściem recesji właściciele małych hurtowni spożywczych i firm budowlanych. Niezapłacone faktury stały się też plagą większych przedsiębiorstw świadczących usługi. – Straty naszej firmy z tytułu zaległych rachunków przekroczyły w rekordowym 2001 r. 146 mln zł – mówi Marek Woźniak, dyrektor departamentu windykacji w sieci Era GSM. – Kierowaliśmy wtedy do sądów nawet 7 tys. spraw miesięcznie. Narzeka również Tomasz Trabuć, rzecznik Provident Polska, firmy udzielającej pożyczek gotówkowych za pośrednictwem telefonu. – W 2001 r. odsetek złych długów wyniósł 7,5 proc., w zeszłym wzrósł do 9,2 proc. Podobne problemy mają firmy oferujące sprzedaż ratalną sprzętu gospodarstwa domowego, takie jak sieci sklepów Euro RTV/AGD czy Media Markt. I banki, które tę sprzedaż kredytują.
To tylko przykłady. Ocenia się, że co piąty Polak ma problemy z terminowym regulowaniem płatności. Zalegamy za czynsze (łącznie 1,5 mld zł w spółdzielniach i mieszkaniach komunalnych), gaz, prąd, kablówkę, a nawet wywóz śmieci. Niewielki odsetek tych długów to świadome wyłudzenia.