Dokument podróży wydawano na podstawie uchwały Rady Państwa z 16 maja 1956 r. Ktoś, kto go otrzymywał, automatycznie przestawał być obywatelem Polski. Kilka lat później podobną zasadę zastosowano wobec wyjeżdżających z Polski Żydów (według tej procedury wyjechało ich około 16 tys.).
– Uchwała z 1956 r. była wypełnieniem zobowiązań Polski powstałych po II wojnie światowej i podjętych w Poczdamie decyzji państw sprzymierzonych – mówi Mateusz Sora z Urzędu do spraw Repatriacji i Cudzoziemców. – Miała umożliwić osobom deklarującym narodowość niemiecką i chcącym repatriować się do Niemiec opuszczenie Polski w trybie uproszczonym.
Większość takich osób wyjechała z Polski do 1949 r. W 1959 r. ogłoszono oficjalnie, że akcja wysiedleń i repatriacji została zakończona. Ci, którzy zostali, nabyli polskie obywatelstwo na mocy ustawy z 1951 r. Ale wraz z odwilżą chętnych do wyjazdu znów zaczęło przybywać. Dokumenty podróży wydawano aż do 1984 r., gdy Rada Państwa pod wpływem międzynarodowej krytyki uchyliła uchwałę z 1956 r.
Zgoda za dziewiątym razem
Zygfryd Palm z Ozimka na Opolszczyźnie wyjechał z Polski w 1977 r. Razem z matką i dwoma braćmi podążał do ojca, który pięć lat wcześniej nie wrócił do Polski z wycieczki. Prośbę o zgodę na wyjazd składali co kilka miesięcy w Opolu, a po odmowach – w Warszawie. Dopiero za dziewiątym razem przyszła zgoda. Mieli trzy miesiące na zlikwidowanie wszystkich spraw w Polsce i pozbycie się majątku. Żeby otrzymać dokument podróży, musieli przedstawić w komendzie wojewódzkiej MO dokładne rozliczenie majątku, łącznie z opłaconymi rachunkami za energię i wodę.
– Prawdę mówiąc, wyjeżdżając wcale nie czułem się Niemcem – mówi Palm. – Nie jechaliśmy do Niemiec, jechaliśmy do ojca.