Pewnie jednak trzeba było przeżyć siedemnastoprocentowy horror pierwszego dnia referendum, trzeba się było w duchu pożegnać z Europą, trzeba było na chwilę stracić wiarę i nadzieję, żeby naprawdę odczuć glorię gorącego niedzielnego wieczoru, a zwłaszcza poniedziałkowego poranka, kiedy już chyba ponad wszelką wątpliwość wstawaliśmy w Europie.
Tak, jesteśmy Europejczykami! I to nie dlatego, że Sobieski zwyciężył pod Wiedniem, nie dlatego, że granicę Europy ktoś kiedyś wykreślił na Uralu. Jesteśmy Europejczykami, bo sami o tym zdecydowaliśmy w sposób, w jaki o swoim losie decydują Europejczycy. Zdecydowaliśmy większością głosów większości obywateli tworzących społeczeństwo mające poczucie odpowiedzialności za swoją wspólną przyszłość. O tym, że jesteśmy Europejczykami, zdecydowało społeczeństwo. Nie politycy, nie parlament, ale obywatele, których większość poszła na referendum. To jest najważniejsze. To pozwala nam patrzeć w przyszłość z uzasadnioną nadzieją, że luksusy Europy staną się także udziałem Polaków. I to nie dlatego, że Bruksela weźmie nas teraz na jakiś europejski garnuszek. Nie pomoc finansowa, mająca płynąć z Brukseli, jest źródłem naszej odzyskanej nadziei, ale przekonanie, że wbrew narastającym ostatnio obawom jesteśmy zdolni przyswoić społeczne i polityczne mechanizmy, które stały się źródłem europejskich sukcesów.
Bo wprawdzie Europę od większości świata na pierwszy rzut oka różnią głównie piękne miasta, zamożni ludzie, wygodne autostrady, ale fundament Europy stanowią politycznie aktywni obywatele tworzący społeczeństwa połączone praworządną więzią demokratycznej współodpowiedzialności. Niska frekwencja poprzednich referendów i większości wyborów sugerowała, że europejski fundament obywatelskiego poczucia współodpowiedzialności jest w Polsce raczej kruchy.