Mimo wojny z terroryzmem w Ameryce wszystko wraca do normy. Komentatorów telewizyjnych pasjonuje dziś nie tyle sytuacja w Iraku, ile publikacja autobiografii byłej Pierwszej Damy Hillary Clinton: „Living History” (Żywa historia albo raczej: Żyjąc historią). Książka ukazała się w księgarniach w poniedziałek (9 czerwca), ale już wcześniej cytowano jej obszerne fragmenty za agencją Associated Press, która w tajemniczy sposób zdobyła zastrzeżony egzemplarz. Wydawnictwo Simon&Shuster, które podpisało z tygodnikiem „Time” i telewizją ABC umowy na wyłączność pierwszych promocyjnych przecieków, grozi agencji procesem, chociaż niektórzy podejrzewają, że historie o domniemanej kradzieży kopii książki wymyślono, aby jeszcze bardziej podsycić ciekawość czytelników. Simon&Shuster sporo bowiem zainwestował – podpisał z autorką umowę na 8 mln dol., z czego 2,85 mln wypłacił już jako zaliczkę.
Dzieło pani Hillary i rozpętana wokół niego wrzawa to fenomen typowo amerykański. W Polsce i innych krajach europejskich politycy wydają swoje memuary raczej dopiero na emeryturze, przynajmniej politycznej. Małżonka byłego prezydenta nie tylko nie zeszła z publicznej sceny – od dwóch i pół roku jest demokratycznym senatorem ze stanu Nowy Jork – lecz w dodatku wspina się jeszcze po drabinie samodzielnej kariery politycznej, z wyraźnymi ambicjami dotarcia na sam szczyt. Jej autobiografię – pisaną podobno z pomocą trzech ghostwriterów – trudno traktować inaczej niż jako przygrywkę do kolejnej kampanii wyborczej, najprawdopodobniej w wyborach prezydenckich w 2008 r. Podobnie postępowali inni pretendenci do Białego Domu; w ostatnich latach senator John McCain, emerytowany generał Colin Powell (dziś sekretarz stanu) czy sam George W.