Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Przed referendum

Gdyby nie było posła Zbigniewa Tadeusza Ziobro, trzeba by go było wymyślić. Świadomie czy nie, oddał on bowiem krajowi znaczną usługę. Skompromitował do reszty ów pokraczny i szkodliwy twór, jakim jest sejmowa komisja rozpatrująca tak zwaną sprawę Rywina. Pokazał, że nie chodzi jej o żadne tam dociekanie prawdy, a tylko o wygranie polityczno-personalnych rozgrywek czy nawet, jak w przypadku Ziobro właśnie, danie upustu nienawiści. Dla tych celów wymyślono teatr ogromny, z paroma milionami widzów. Posłowie Rokita, Ziobro czy Nałęcz robią sobie w nim za pieniądze podatnika (telewizja publiczna) mniej czy bardziej udany medialny konterfekt, jakiego nigdy nie będzie miał najkompetentniejszy choćby i najuczciwszy sędzia. Wszystko rzecz jasna, do czego już w Rzeczypospolitej zaczęliśmy przywykać, dzieje się smutnym kosztem powagi instytucji. Czymże jest bowiem działalność owego sejmotworu, jeśli nie dezawuowaniem prokuratury i władzy sądowniczej? Było to konieczne – powiedział mi przyjaciel – bo nikt w Polsce nie ma zaufania do prokuratury. Cóż – odpowiadam mu na to – nie mam wyrobionego poglądu na temat naszych oskarżycieli, jestem natomiast głęboko przekonany, że tylko wariat może mieć zaufanie do towarzystwa z ulicy Wiejskiej w Warszawie. A jaki Sejm, taka komisja.

Kiedy przed laty czytałem „Pisma zbiorowe” Józefa Piłsudskiego, drażniło mnie bardzo, że tak zajadle ostro i nieraz ordynarnie atakuje on parlament odrodzonej Rzeczypospolitej, którego lokatorzy wybrani zostali w wolnych pięcioprzymiotnikowych wyborach. Teraz go dobrze rozumiem. I nie chodzi mi nawet o rozgdakane partyjniactwo, obstrukcję, przepychanki, zwischenrufy na poziomie budki z piwem, niemal powszechne kaleczenie polszczyzny (z okropnym nowosłowiem „zagłosować” na czele), brak kompetencji.

Polityka 22.2003 (2403) z dnia 31.05.2003; Stomma; s. 106
Reklama