Służby specjalne nie są chórami aniołów. W demokracji służą cywilom wybranym w wolnych wyborach. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy cywile u władzy idą pod prąd opinii publicznej, a potrzebują do tego służb specjalnych. Na takim kłopocie może sobie połamać zęby premier Tony Blair.
Tony słynie z promiennego uśmiechu. Ale kiedy podczas wizyty w Japonii usłyszał pytanie: Panie premierze, czy ma pan na rękach krew i poda się do dymisji? – osłupiał. Dziennikarze twierdzili zgodnie, że był autentycznie wstrząśnięty.
Brytyjska prasa szybko rozdała role. Krew na rękach premiera to krew fachowca od zabójczych broni biologicznych Davida Kelly’ego. 17 lipca wyszedł z domu i nie powrócił do północy. Policja znalazła ciało eksperta kilka mil dalej, na leśnej ścieżce, po której lubił spacerować dla odpoczynku. Jako przyczynę śmierci podano samobójstwo przez podcięcie żył na lewym nadgarstku. Jak na zamożnego, statecznego i szanowanego Brytyjczyka w średnim wieku (59 lat) , kochającego i kochanego męża i ojca trzech dorosłych córek, zgon bardzo nietypowy. Jaki za tym kryje się dramat?
Na tropie tajemnic Saddama
Dr Kelly nie był płatnym agentem wywiadu. Nie napisał osławionego raportu, w którym rząd brytyjski tłumaczył, na czym polega zagrożenie ze strony Iraku pod rządami Husajna. Jego wkład do raportu sprowadzał się do krótkiego fragmentu o historii inspekcji rozbrojeniowych ONZ w Iraku. Przez siedem lat po pierwszej wojnie z Saddamem Kelly jeździł dziesiątki razy do Iraku w międzynarodowej misji inspektorów.
Zdobył sobie tak wielkie uznanie szefów, że jeden z nich powiedział w wywiadzie prasowym, iż zasługuje wraz z całą ekipą inspektorów na pokojowego Nobla. Zajmował się nie tylko Irakiem; kontrolował – na mocy trójstronnego porozumienia państwowego między Moskwą, Londynem i Waszyngtonem – wytwórnie broni biologicznej w Rosji na początku lat 90.