Archiwum Polityki

Historie z dreszczykiem

Wczasach, gdy literatura coraz bardziej nam dziwaczeje, olsztyński pisarz Włodzimierz Kowalewski (ur. 1956) konsekwentnie uprawia prozę świadomie i można by rzec – wyrachowanie – tradycyjną, staroświecką. Kowalewski debiutował jako poeta jeszcze w 1981 r. (tomikiem „Idę do Ciebie spod sklepionego łuku bramy”) i choć w latach dziewięćdziesiątych porzucił nieodwołalnie lirykę na rzecz epiki, to jednak odnajdujemy wciąż sporo poetyckości w jego emocjonalnych, impresyjnych narracjach. Te konwencjonalne, oparte na solidnej fabule, okraszonej sowicie malowniczymi i często metaforycznymi opisami, opowiadania („Powrót do Breitenheide”, 1997) oraz powieść („Bóg zapłacz!”, 2000) doczekały się nominacji do Nagrody Literackiej Nike, zyskały uznanie znacznej części krytyki oraz sympatię czytelników. Kowalewski, tłumaczony między innymi na niemiecki i węgierski, otrzymał w tym roku prestiżową literacką nagrodę polsko-niemiecką im. Lindego.

„Światło i lęk” to zbiór sześciu opowiadań. Kowalewski jest bardzo sprawnym stylistą, umie opowiadać zajmująco, a ponieważ chyba nie za bardzo lubi czasy współczesne, to sytuuje akcję swych historii przede wszystkim w XIX i w początkach XX w. W tytułowym opowiadaniu pojawia się romantyczny pisarz, niedwuznacznie przypominający Zygmunta Krasińskiego, w „Śmierci Ostrogskiego” poznajemy dzieje pewnego polskiego arystokraty żyjącego na przełomie wieków, trzy kolejne teksty odnoszą się do czasów przed II wojną światową (bohaterem jednego jest sam Tomasz Mann odbywający fikcyjną, lecz przecież możliwą, podróż do Olsztyna, który wtenczas nazywał się Allenstein...). Ostatnie opowiadanie – „Kamienica Denglera” – odnosi się do lat 60. ubiegłego wieku, choć jego akcja jest poprowadzona tak, że pojawiają się w nim zarówno odwołania do czasów jeszcze wcześniejszych, jak i interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 r.

Polityka 31.2003 (2412) z dnia 02.08.2003; Kultura; s. 49
Reklama