Archiwum Polityki

Robokopy terminatora

Po 12 latach powraca do kin Terminator. To cybernetyczne monstrum w czarnej skórze i okularach odtwarzane na ekranie przez Arnolda Schwarzeneggera jest wciąż jednym z najpopularniejszych bohaterów kina akcji, nic więc dziwnego, że zostało zaprzęgnięte do roboty już po raz trzeci.

Mamy rok 2007. Od wydarzeń przedstawionych w „Terminatorze 2” minęło 10 lat, a John Connor, wówczas 12-letni chłopiec, który ze swoją matką Sarah powstrzymał zapowiadany Dzień Sądu (czyli atak inteligentnych maszyn na coraz mniej inteligentnych ludzi), znów ma kłopoty. Oto bowiem do Miasta Aniołów przybywa cyborg T-X i, przybrawszy postać powabnej Ziemianki, sieje wokół siebie zniszczenie, a głównym celem jego misji jest zlikwidowanie młodego Connora. Dlaczego tak się dzieje, fani kina akcji pamiętają z poprzednich części filmu: wiadomo z nich, że świat czeka zagłada nuklearna i dyktatura maszyn, przywódcą rebelii ma być zaś nasz młodociany bohater.

Okazuje się, że wyeliminowanie Johna nie jest łatwe nawet dla supermaszyny, chłopak bowiem nie używa kart kredytowych, prowadzi żywot kloszarda i jest trudny do namierzenia. T-X postanawia zatem dobrać się do skóry różnym indywiduom, które mogą coś na temat Connora wiedzieć. Zadanie komplikuje dodatkowo fakt, że w Los Angeles zjawia się także Terminator, który ma uchronić przed nieszczęściem przyszłego przywódcę i niejaką Kate Brewster – młodą panią weterynarz, która, jak się okaże, nieprzypadkowo została wplątana w całą tę historię.

Dalszy rozwój wydarzeń – dość szczątkowy, dodajmy – służy temu, co jest zmorą współczesnego kina akcji, czyli nadprodukcji strzelanin, pościgów samochodowych, walk wręcz, wybuchów, zasadzek i innych efektów pirotechnicznych. Ostatecznie więc nie jest tu takie istotne, że amerykańscy dowódcy zostają podstępem zmuszeni do uruchomienia Skynetu – programu komputerowego, który wymyka się im spod kontroli, prowadzi do buntu maszyn (taki jest zresztą podtytuł tej części filmu) i totalnej katastrofy. Nie mają też większego znaczenia emocjonalne perypetie bohaterów (John i Kate kiedyś tam na prywatce się pocałowali, a teraz – widz wie to od razu – zapowiada się ciąg dalszy tamtej znajomości) ani godne Hamleta rozterki Terminatora, który, uszkodzony w którejś z ulicznych bitew, nie wie, czy ma sympatyczną parę chronić, czy unicestwić, w końcu zaś dezaktywuje się i w ten szczególny sposób ratuje naszych bohaterów.

Polityka 31.2003 (2412) z dnia 02.08.2003; Społeczeństwo; s. 79
Reklama