Archiwum Polityki

Droga do gwiazdek

W samo południe 24 czerwca upływa termin składania podań w pierwszym wielkim konkursie o etat urzędnika Unii Europejskiej. Do obsadzenia będzie ponad 4 tys. stanowisk.

Skąd ja teraz wezmę taką dobrą sprzątaczkę? – brukselski eurokrata jest niepocieszony. „Jego” Polka zgłosiła się do pracy w instytucjach Unii Europejskiej i została przyjęta. Na udostępnione obywatelom dziesięciu przyszłych nowych państw członkowskich 500 tymczasowych etatów „pomocniczych”, głównie tłumaczy, asystentów i sekretarek, 400 miejsc jest już zajętych, w tym 116 przez Polaków, niekoniecznie tych, którzy trafili do komputerowej bazy danych. A w bazie jest już 25 tys. podań, w tym 10 tys. z Polski.

Tu jeszcze nie obowiązywał konkurs, bo kontrakty są zwykle roczne, na wypadek gdyby kraj jednak nie wszedł do Unii. W 1994 r. zatrudniano na dłużej Norwegów i po negatywnym wyniku norweskiego referendum były kłopoty z pozbyciem się ich. Nie przeprowadziłem reprezentatywnych badań, ale jakoś tak się składa, że przeciętny napotykany przeze mnie Polak w Komisji Europejskiej to... dziewczyna w wieku 25–30 lat, po studiach zagranicznych, często była stażystka Komisji, ze znajomością przynajmniej dwóch języków obcych. Śmiała, przebojowa, wręcz afiszuje się zapałem do pracy, nauki oraz integracji. Trafiają się też byli dyplomaci i ich żony, które teraz zarabiają więcej od mężów. Tymczasowej czy nie, takiej świeżo upieczonej eurokratce będzie chyba łatwiej zdać egzaminy na stały etat.

22 maja Komisja Europejska ogłosiła pierwszy wielki konkurs na stałych urzędników instytucji unijnych. Na ponad 4 tys. miejsc dla tzw. administratorów, sekretarek i tłumaczy zgłasza się dziennie po tysiąc osób. Pensja na najniższym stanowisku administratora, czyli eurokraty na samodzielnym stanowisku i z wyższym wykształceniem (kategoria A8), to minimum 4078,92 euro miesięcznie, nie licząc dodatków rozłąkowych, rodzinnych itp. Podatek – średnio 15 proc.

Polityka 23.2003 (2404) z dnia 07.06.2003; Kraj; s. 46
Reklama