Żeby móc skończyć prace nad systemem rejestracji zwierząt i gruntów IACS, bez którego rolnicy nie dostaną dopłat bezpośrednich, trzeba je najpierw zacząć. Tymczasem działacze PSL i SLD, którzy tyle wysiłku włożyli, aby doprowadzić do dymisji ministra rolnictwa i prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, uporczywie nie chcą dostrzec tego co najważniejsze – wykonawca, firma Hewlett-Packard, nie pracuje nad wdrożeniem mieszanego systemu IACS (dopłaty zależą od wielkości pola), ponieważ nikt go jeszcze nie zamówił. Cały czas trwają prace nad tzw. systemem standardowym (dopłaty są uzależnione od wielkości produkcji), który – po dokonanej ostatnio reformie wspólnej polityki rolnej – być może w ogóle nie będzie już potrzebny. Wynegocjowanie dopłat w systemie mieszanym jako swój osobisty sukces prezentował po Kopenhadze (a więc w grudniu ubiegłego roku) ówczesny wicepremier Jarosław Kalinowski. PSL zależało na takim właśnie systemie między innymi dlatego, że wdrożenie standardowego przebiegało opornie i jasne się stało, że nie zdążymy na czas. Z popełnionych wcześniej błędów i zaniechań, niestety, nie wyciągnięto żadnych wniosków. To my, Polacy, mieliśmy i mamy interes, aby po Kopenhadze jak najszybciej porozumieć się z Brukselą i sprecyzować, na czym dokładnie wynegocjowany system ma polegać. Ale wicepremier odpowiedzialny za rolnictwo nie zrobił w tej sprawie nic. Najwyraźniej czekał, aż Bruksela pierwsza wróci do tematu. Bruksela zaś nie monitowała, bo nie ma w tym żadnego interesu. Jeśli IACS nie ruszy w terminie, w kasie UE zostanie kilka miliardów euro.
Jednocześnie wicepremier zapewniał, że prace nad systemem biegną zgodnie z planem i wszystko jest w porządku. O tym, że nie było, premier Leszek Miller dowiedział się od prezesa Jerzego Millera jeszcze przed referendum.