Historię napędza wyż młodych, który powstaje w społeczeństwach, gdzie młodzież w wieku 14–24 lata stanowi co najmniej 20 proc. ludności lub w których dzieci do lat 15 stanowią 30 proc. społeczeństwa. Tak twierdzi profesor berlińskiego Wolnego Uniwersytetu, badacz historii ludobójstw Gunnar Heinsohn, autor bestselleru „Synowie i potęga. Narastający terror i upadek narodów”.
To oni, trzeci i dalsi synowie, wyłączeni od dziedziczenia, pozbawieni uznania i szans awansu, stają się motorem historii. Dziś w krajach Trzeciego Świata żyje 900 mln chłopców do 15 lat, którzy przez najbliższe 25 lat będą destabilizować swoje kraje. 60 mln z nich spróbuje wyemigrować. Z drugiej strony USA ma tylko 30 mln chłopców (z tego 6 mln z nadwagą). Pozostałe kraje OECD – wraz z Rosją, Ukrainą i Białorusią – dalsze 70 mln. A zatem relacje liczebne są jak 9 do 1. Pozostaje wprawdzie nadzieja, bo od 2050 r. ogólnoświatowy wyż młodych zacznie słabnąć. Ale wtedy karty już będą inaczej potasowane.
Wyż młodych nie gwarantuje podboju świata, ale stanowi nieodzowny warunek powodzenia.
Fenicjanie, Grecy i Rzymianie przygotowywali nadliczbowych synów do emigracji i podbojów. Pax Romana zaczął się od zniszczenia Koryntu (50 tys. wymordowanych ze 120 tys. mieszkańców) i Kartaginy (150 tys. na 250 tys. mieszkańców). Do podboju świata w latach 1493–1900 wystarczyło w sumie zaledwie 50 mln zdecydowanych na wszystko Europejczyków, przy czym najbardziej krwawą robotę z lat 1500–1750 wykonało zaledwie ok. 200 tys. ludzi, którzy wyrzynali Azteków.
Bodźcem do podboju Ameryki w XVI w. był nagły wzrost liczby młodych mężczyzn głodnych społecznego uznania. Jak się okazuje, wzrost nieprzypadkowy. Po epidemii czarnej śmierci w XIV w.