Archiwum Polityki

Obrona Pruszkowa

Tajemnicza śmierć Baraniny nie zrobiła wielkiego wrażenia na Bolu, Wańce, Maliźnie, Kajtku, Parasolu i innych oskarżonych w procesie tzw. zarządu Pruszkowa. W piątek 9 maja w specjalnie chronionej sali sądowej na warszawskim Bemowie podczas wysłuchiwania przez sąd mów obrończych domniemani przywódcy gangu byli w dobrych nastrojach. Zygmunt R., ps. Bolo, wygłosił kilkunastominutowe przemówienie. – Nie mam możliwości obrony przeciwko oszczerstwom i pomówieniom bez żadnych dowodów – oświadczył odnosząc się do zeznań świadków koronnych. – Oni kończyli te same szkoły, mają takie same życiorysy, a za swoje działania obciążają innych. Zygmunt R. obrał najprostszy wariant obrony, zanegował datę – 1990 r. – którą prokurator wskazał jako moment jego uczestnictwa w zakładaniu związku przestępczego. – Przecież Masa zeznawał, że już w 1986 r. Kiełbasa przyjął go do grupy. Jeżeli więc grupa istniała od tamtego momentu, to nie można mi stawiać zarzutu jej zakładania, bo ten czyn uległ przedawnieniu – argumentował. O uniewinnienie wnoszą wszyscy oskarżeni. Ich adwokaci używają podobnej retoryki: proces nie dostarczył żadnych dowodów winy ich klientów, świadkowie koronni nie są wiarygodni, a cała sprawa została nadmuchana przez poprzednią ekipę rządową, bo była potrzebna Marianowi Krzaklewskiemu w kampanii wyborczej. Kończący się proces Pruszkowa ma przełomowe znaczenie w walce z przestępczością zorganizowaną w Polsce. Jeżeli sąd przyjmie argumentację obrony, będzie to oznaczało początek końca instytucji świadka koronnego. Bez tzw. skruszonych przestępców nigdy nie uda się zniszczyć polskich mafii.

Polityka 20.2003 (2401) z dnia 17.05.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 12
Reklama