Niedoszły amatorski sondaż uliczny pomysłu Staszka Nagórniaka z Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego w Kamieńcu Podolskim na Ukrainie miał dowieść, że już tylko nieliczni mieszkańcy Starego Miasta, tradycyjnie zamieszkiwanego przez Polaków, kopnięci w kostkę (w celu badawczym tylko) odpowiedzą grubym słowem w języku Henryka Sienkiewicza. Reszta, a prawdopodobnie większość, przewidywał Nagórniak, rzuci wiąchę w mowie Tarasa Szewczenki. Ukrainizacja dotarła nawet do polskiej katedry, gdzie zwyczajowy „pochwalony” w ustach parafian nie wiadomo jak i kiedy zmienił brzmienie w melodyjne „sława Isus Chrystos”.
– I to właśnie teraz, kiedy trzeba intensywnie pielęgnować ojczyste tradycje – mówi Staszek Nagórniak, organista i przewodnik turystyczny. – Gdy wymiera rdzenne pokolenie polsko-kamienieckie. W miejsce tych, co za te byłe Kresy Rzeczpospolitej oddawali życie, przyszli młodzi, których z batem trzeba prosić na mszę katolicką, agitacją z kazalnicy nawoływać do posłania dzieci na lekcje polskiego.
Z ok. 2 tys. osób diaspory polskiej w Kamieńcu tylko dziesięcioro dzieci chodzi do polskiego przedszkola Lelek. Wśród 358 uczniów ukraińskiego gimnazjum z rozszerzonym językiem polskim więcej niż połowa to dzieci żydowskie i rosyjskie (ich rodzice liczą na dalszą edukację w Unii Europejskiej), reszta to owoc małżeństw mieszanych polsko-ukraińskich i promil tzw. Polaków czystych.
Ks. Leon Dubrawski, biskup diecezji kamienieckiej, zwolennik mszy dwujęzycznych: – Polski gen w tej okolicy starzeje się szybko. Przewiduję, że zaniknie, stopi się z ukraińskim.
Obywatel Ukrainy
Polskiego w Kamieńcu Podolskim się nie słyszy. W 108-tysięcznym mieście (twierdza, Stare Miasto, zamek, bazar, uniwersytet i osiedla bloków) króluje mowa ostatnich kolonizatorów tej ziemi, głośny i wesoły język rosyjski.