Żyj zdrowo – pod takim hasłem odbyły się w ostatni weekend w Warszawie Targi Medycyny Naturalnej i Kosmetyki. Impreza cykliczna, jakich dziesiątki w kraju, podczas której można było ocenić swój stan zdrowia na podstawie zdjęcia aury lub starochińskiej metody badania pulsu, zmniejszyć skłonność do chorób dzięki talizmanom wykonanym z kamieni szlachetnych, wypróbować kosmetyki z glinki i zbóż. Fizyk z lekarką leczyli pijawkami, bioenergoterapeuci – rękami, radiesteci – różdżkami. Wszystko pod pozorem skutecznych terapii, poprawy kondycji i urody, a więc jakby na zamówienie Światowej Organizacji Zdrowia, wedle której dobre samopoczucie nie ogranicza się tylko do braku chorób, lecz oznacza pełny „dobrostan fizyczny, psychiczny i społeczny”.
Chętnych nie brakowało. Duża popularność tego typu imprez wynika jednak bardziej z chwytliwej reklamy („Przyjdź, jeśli męczy cię rzeczywistość i chcesz oderwać się od codziennych zmartwień”) niż z faktycznej troski o swoje zdrowie, bo gdyby rzeczywiście miało na nim komuś zależeć, powinien zamiast pomiaru aury wykonać badanie EKG.
– Mamy sobotę, jedyny mój wolny dzień w tygodniu – mówi pan Tadeusz przy stoisku z talizmanami koncentrującymi ponoć energie kosmosu. – A gdzie ja dzisiaj znajdę otwartą przychodnię, by przebadać swoje serce? Wsadziłem w samochód żonę z wnuczką i tutaj obejrzą nas od stóp do głów. Pani Helena właśnie skończyła sesję upłynniania kamieni żółciowych za pomocą energii przekazywanej z metalowych kulek, 12-letnia Kasia ma alergię, więc dziadkowie postanowili zafundować jej wizytę u magnetyzera. Pomoże? Już dawno domagali się od córki, by zmieniła lekarza, który nie zdołał uporać się z dolegliwościami wnuczki. – Kto dziś ma czas zająć się swoim zdrowiem?