Archiwum Polityki

Pikus to Wołodin

Nasz artykuł o zabitym w bitwie z policją w Magdalence białoruskim bandycie („Poufne źródło informacji” – Polityka 14), który kilka lat wcześniej pod nazwiskiem Aleksander Wołodin współpracował w Gorzowie Wlkp. z policją i prokuraturą, spowodował szybkie reakcje. Natychmiast zdementowano, że Pikus nigdy nie był oficjalnym tajnym agentem organów ścigania. To próba skierowania całej sprawy na ślepy tor, bowiem ani razu nie użyliśmy określenia tajny agent ani płatny informator (temu też na wszelki wypadek zaprzeczano). Napisaliśmy jedynie, że współpracował z policją i prokuraturą w rozgrywce z dwoma podejrzewanymi o nieuczciwość policjantami ze Słubic. Owa współpraca była ewidentna; w zamian za zeznania nie tylko nie został osadzony w areszcie, ale dostał z prokuratury zaświadczenie, że jego pobyt w Polsce jest niezbędny – taki glejt zabezpieczał go przed deportacją.

Rzecznik gorzowskiej prokuratury dodatkowo próbował jeszcze sprawę zagmatwać informując, że wcale nie ma pewności czy Pikus i Wołodin to jedna i ta sama osoba. Otóż było to już wiadome przynajmniej trzy lata temu, kiedy Igora Pikusa schwytano na lotnisku Okęcie. Prokuratura w Gorzowie zaś jeszcze wcześniej, bo w 1998 r., wiedziała, że człowiek przedstawiający się jako Wołodin może być Igorem Pikusem, bo znaleziono u niego drugi paszport właśnie na to nazwisko. Dlaczego wówczas nie sprawdzono, kim naprawdę jest ów Białorusin, na którego zeznaniach oparto akt oskarżenia przeciwko funkcjonariuszom ze Słubic? Tragiczną w skutkach strzelaninę w Magdalence, do której być może nie doszłoby, gdyby w Gorzowie w porę wykryto, kim tak naprawdę jest niejaki Wołodin, próbuje się wykorzystywać do rozgrywek politycznych, opozycja domaga się dymisji ministra Krzysztofa Janika.

Polityka 15.2003 (2396) z dnia 12.04.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 14
Reklama