Archiwum Polityki

Pokój od kuchni

Wojna się skończy, ale czy USA i Europa się pojednają?

To wprost skandal, że takiemu sk... Saddamowi udało się skłócić i podzielić zarówno Amerykę z Europą jak i Europejczyków między sobą” – rzuca na konferencji prasowej w Brukseli dziennikarz z „nowej” Europy, ale „starzy” Europejczycy patrzą na niego bez sympatii. Europa czy raczej Unia Europejska zastygła w bezsile wojskowej i w bezradności politycznej. Ani nie zdołała zapobiec wojnie, ani nie zaproponowała przekonujących Waszyngton środków rozwiązania problemu irackiego, ani nie poszła na wojnę razem z Ameryką, ani w ogóle nie przemówiła jednym głosem. Rów atlantycki – jak nazwaliśmy sytuację niebezpiecznego podziału między Amerykę i Europę – zagraża wielkiemu sojuszowi politycznemu, który Polska (ale przecież i „stara Europa”, Francja i Niemcy) uważa za podstawę ładu w Europie i na świecie.

Mimo napięcia, a nawet inwektyw, pierwszy rękę wyciągnął amerykański sekretarz stanu Colin Powell, który w ubiegłym tygodniu przybył do Brukseli, by spotkać się z ministrami krajów NATO i Unii Europejskiej. Wybrano – i słusznie – formułę, by nie rozpamiętywać tego, co się stało, a zająć się wyłącznie przyszłością, w tym konkretnie zacząć mówić o organizacji powojennego Iraku. Amerykanie chcą na razie pierwszoplanowej roli koalicji, zanim władzę przekaże się jakiemuś nowemu rządowi irackiemu. Europejczycy pokładają nadzieje w wyraźnym mandacie ONZ. Powstanie też sprawa odbudowy Iraku, kontraktów tam zawieranych – czyli wygrania nie wojny, lecz wygrania pokoju. W najlepiej pojętym interesie Europy jest włączenie się do tego procesu.

Trzeba też próbować wyciszyć spory w samej Unii, której Konwent ma wkrótce przedstawić projekt konstytucji europejskiej. W złym to się dzieje momencie, kiedy trudno mówić o „wspólnej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa”.

Polityka 15.2003 (2396) z dnia 12.04.2003; Komentarze; s. 17
Reklama