Archiwum Polityki

Teraz Bestia wkracza do miasta

Nic poza tym, co wyłowić można w tekście, nie wiemy o autorze. Nie wiemy nawet, czy Stefan Ernest to prawdziwe imię i nazwisko lub może nazwisko i imię czy też pseudonim wybrany ze zrozumiałych względów bezpieczeństwa. Nie wiemy też, i pewnie już nigdy nie dowiemy się, w jaki sposób rękopis znalazł się w zbiorach Żydowskiego Instytutu Historycznego, gdzie przeleżał przez nikogo nie niepokojony prawie pół wieku. Dopiero w 1988 r. w wydanym przez PWN opracowaniu Michała Grynberga („Pamiętniki z getta warszawskiego. Fragmenty i raporty”) częściowo go wykorzystano, co jednak przeszło bez większego echa. W jakimś sensie to zrozumiałe, bo właśnie zaczynała się w Polsce zmiana ustroju i odległe sprawy warszawskiego getta mało kogo mogły zainteresować. Również przed dziesięciu laty, gdy czczono 50 rocznicę powstania w warszawskim getcie, relacja Stefana Ernesta nie była wspominana.

Dopiero teraz, w 60. rocznicę powstania w getcie, ukazuje się w Czytelniku tekst opracowany naukowo w ŻIH przez Martę Młodkowską. Rękopis liczy 306 stron i napisany został w ciągu trzech tygodni od 7 do 28 maja 1943 r. niewątpliwie pod wpływem wiadomości o kwietniowym powstaniu. Jest rzeczową relacją o organizacji i dziejach warszawskiego getta napisaną dobrą polszczyzną i z niewątpliwym talentem literackim. Nie ambicje literackie powodowały jednak autorem, lecz potrzeba dania świadectwa prawdzie. Stara się zgromadzić jak najwięcej informacji, bo ma świadomość, że przeżyje tylko garstka z 500-tysięcznej masy, która przewinęła się przez warszawskie getto. A i z tych, co przeżyją, ilu potrafi opowiedzieć? W Posłowiu autor napisał: „Ukrywam się w lochu, bez dostępu powietrza, bez dostatecznego i regularnego odżywiania, bez wystarczających urządzeń kanalizacyjnych, bez widoków na jakąś zmianę tych warunków wegetacji, które każdą przeżytą godzinę każą cenić na wagę złota.

Polityka 15.2003 (2396) z dnia 12.04.2003; Historia; s. 74
Reklama