Archiwum Polityki

Droga przez pustynię

W obliczu ostatecznej klęski reżimu w Iraku muzułmańscy kaznodzieje na Bliskim Wschodzie pouczają wiernych, że klęska w boju nie jest hańbą; że niedopuszczalna jest tylko klęska duszy. A święta wojna trwa, dopóki trwa Państwo Izrael.

W państwach arabskich popularna teoria głosi, że iracka awantura prezydenta Busha stanowi właściwie spisek inspirowany przez magnatów przemysłu naftowego, żydowskich doradców Białego Domu oraz izraelskich syjonistów z Jerozolimy. Pojęcie „wojna za Izrael” staje się powszechne nie tylko w świecie arabskim, ale także w niektórych stolicach Europy. Demonstranci w Paryżu, Berlinie i innych miastach protestując przeciw „agresji na Irak” często stawiali znak równości między interesami Ameryki i Państwa Izrael. Ironią losu jest, iż jedynym miastem, w którym zwycięstwo koalicji brytyjsko-amerykańskiej wywołuje pewne zaniepokojenie, jest właśnie Jerozolima.

Uproszczeniem będzie twierdzenie, głoszone przez niektóre gminy żydowskie w zachodniej Europie, iż tradycyjny antysemityzm znów podnosi głowę i że wojna iracka stwarza wygodny pretekst, a może nadaje nawet pewną legitymację potępianiu żydowskiej mniejszości.

Nie ulega wątpliwości, że idea obalenia bagdadzkiej dyktatury narodziła się w środowisku amerykańskich neokonserwatystów, w którym intelektualiści żydowskiego pochodzenia odgrywają znaczącą rolę. Niemal wszyscy mieszkają w Waszyngtonie i utrzymują między sobą stałą łączność; niektórych łączą nawet więzy pokrewieństwa.

Po zamachu na nowojorskie wieżowce publicysta Robert Kagan, mąż Wiktorii Newland, doradcy do spraw bezpieczeństwa wiceprezydenta Cheney’ego, był pierwszym, który umieścił Saddama Husajna na celowniku. Także Irving Cristol, redaktor konserwatywnego tygodnika „Weekly Standard”, od pierwszej chwili, od owego słynnego 11 września, popierał konieczność zaatakowania Iraku. Ponieważ jest nie tylko Żydem, ale przede wszystkim człowiekiem, któremu przypisuje się ogromny wpływ na prezydenta Busha i jego otoczenie, wnioski zakładające istnienie zmowy nasuwały się same.

Polityka 17.2003 (2398) z dnia 26.04.2003; Świat; s. 52
Reklama