Archiwum Polityki

Kto jada gorzko

W łódzkiej Filmówce zrozumiałe zainteresowanie budzili zagraniczni studenci. W latach sześćdziesiątych cudzoziemców w PRL było tylu, co na lekarstwo. A tu nagle na ulicach fabrycznego miasta pojawił się Anglik jeżdżący Rolls-Royce'em! Gdyby nie ten wózek, nie wpuszczano by go pewnie do ekskluzywnych knajp III kategorii – nosił się jak menel, świeżo odłowiony na wysypisku. Inną atrakcją stał się Islandczyk. Łatwo pogodził się z tym, że wódka w lokalach nie ma temperatury lodowca. Za to służbom tajnym, działającym jawnie, trudniej przychodziło zaaprobować morale studenta: chcieli go namówić do współpracy szantażykiem – doniosą żonie, że ma dziewczynę, która zaszła z nim w ciążę. Rudobrody wiking roześmiał się i zapewnił funkcjonariuszy, że jego ślubna też ma kochanka i właśnie spodziewa się dziecka.

Nawet przedstawiciele demoludów skierowani na studia tracili ochronny kolor szarości. Jeden z Bułgarów traktował Filmówkę jako przykrywkę do ożywionej działalności biznesowej: na adres ambasady przysyłano setki szpanerskich kożuszków, rozprowadzanych później po komisach i bazarach. Stypendia były niskie, pułap potrzeb filmowca coraz wyższy.

Wśród tych ptaków przelotnych, stałych gości kawiarenki Honoratka, na uwagę zasługiwała Mira Hamermesh. Łodzianka z angielskim paszportem. Wiedziano o niej tyle, że jest żoną zamożnego przedsiębiorcy, malarką wystawiającą w liczących się galeriach Londynu, osobą znaną w światku bohemy zbierającej się w kawiarni Cosmo w dzielnicy Swiss Cottage. Tam stolikowym guru był przyszły noblista Elias Canetti. Przyjaciele Miry H. to popularny w Polsce autor „Samotności długodystansowca” Alan Sillitoe, eseista Gil Elliot, dramaturg David Mercer.

Co sprawiło, że zamieniła Londyn na Łódź, decydując się na rozłąkę z kilkuletnim synem?

Polityka 21.2005 (2505) z dnia 28.05.2005; Groński; s. 113
Reklama