Archiwum Polityki

Poprawimy się, naprawdę!

Premier w partyjnych grach wykazał zręczność, której brakuje mu w rządzeniu

Wybory z jednym tylko kandydatem na przewodniczącego SLD były w istocie dokonaniem formalności. Miller wygrał, zanim jeszcze 850 delegatów przyjechało do Warszawy. Stało się to w momencie, gdy oznajmił, że ogłoszone w kwietniu porozumienie z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim już nie obowiązuje, że nie będzie wcześniejszych wyborów w 2004 r., które zapewne mocno przetrzebiłyby szeregi socjaldemokratycznych posłów i senatorów, że rząd dotrwa jednak do końca kadencji. Wizja przyspieszonych wyborów powodowała zamęt w szeregach Sojuszu. To wówczas pojawiły się głosy o konieczności rozdzielenia funkcji premiera i przewodniczącego partii. Unieważnienie tamtego porozumienia, połączone z przegłosowaniem wotum zaufania dla rządu, było najlepszą i najskuteczniejszą agitacją przed wyborami na funkcję przewodniczącego partii. Niewystarczającą jednak, by odnieść sukces pełny. Kilkudziesięciu kandydatów w ogóle nie wzięło udziału w głosowaniu, półtorej setki nazwisko Millera skreśliło.

Leszek Miller z powodzeniem stosuje więc taktykę uciekania do przodu w momencie największych opresji. Tą samą taktykę zastosował na kongresie. Aby uniknąć nadmiernej krytyki, która wprawdzie nie mogła go pozbawić stanowiska, ale mogła jeszcze bardziej zmniejszyć liczbę głosów, jakie uzyska (w istocie tylko o to toczyła się batalia), uderzył się wyprzedzająco we własne piersi i w piersi swej partii. Przyznawał się do błędów i pomyłek, do niezrealizowania części programu partii, do nieudanych lub zupełnie zaniechanych przedsięwzięć (bałagan w służbie zdrowia, fiasko programu budowy autostrad, które miały być przecież elementem flagowym programu gospodarczego) i obiecywał poprawę. Obiecywał przede wszystkim państwo uczciwe, partię rozliczającą się z korupcją i łamaniem norm etycznych we własnych szeregach oraz wzrost gospodarczy, nawet kosztem rozstania się z kanonem lewicowych dogmatów, do których zalicza się między innymi hasło: nigdy podatku proporcjonalnego.

Polityka 27.2003 (2408) z dnia 05.07.2003; Komentarze; s. 17
Reklama