Archiwum Polityki

Mazury golone

Kto ostatnio przejeżdża przez Mazury, ten jest świadkiem tragedii: na skraju szos leżą resztki setek pni wspaniałych drzew. Wszędzie pracują brygady drwali. Okoliczni mieszkańcy błyskawicznie zgarniają do zagród ciężkie bierwiona jako drewno na opał.

Grube pnie, przeważnie zdrowe i masywne, są wywożone zdumiewająco szybko. Gdy turyści przyjadą latem, to w miejscu dawnych alei zastaną już monotonne, puste szosy z pozostawionymi tu i ówdzie na pobrzeżu samotnymi drzewami.

Aleje, ten symbol i podziwiana ozdoba mazurskiego pejzażu, są wycinane w coraz szybszym tempie. Protesty i petycje składane przez najróżniejsze osobistości i inicjatywy obywatelskie u władz województwa olsztyńskiego jak dotąd na nic się nie zdały. Przeciwnie, piły mechaniczne pracują ze zdwojoną prędkością. Tyle że ostatnio nawet wojewoda Leszek Szatkowski nawołuje do rozwagi: „Tam gdzie drogi są modernizowane i bez wycinki drzew nie da się przeprowadzić remontu, nie ma wyjścia – trzeba ciąć. Ale na innych drogach? Trzeba ciąć z głową, rozważnie... Proszę konsultujcie wycięcie każdego drzewa. Dzwońcie do fachowców, pytajcie, zastanawiajcie się”.

W tym cały problem. Urzędy dróg i samorządy mają wolną rękę i starają się nikogo nie pytać, gdy po prostu wycinają taśmowo stary drzewostan. I bardzo rzadko troszczą się o ponowne zadrzewienie. Wprawdzie teoretycznie powinni zwrócić się do rzeczoznawców, ale ci nie mają już nic do gadania. Wolną rękę samorządom dał Sejm. 16 kwietnia 2004 r. uchwalił ustawę o ochronie przyrody, która odbiera konserwatorowi przyrody nadzór nad wycinaniem przydrożnych drzew. Teraz decyzja zależy wyłącznie od Zarządu Dróg – w wypadku szos krajowych i wojewódzkich, oraz od burmistrzów, wójtów, prezydentów miast i starostów – w wypadku dróg powiatowych i gminnych. To był początek wielkiego umierania drzew wzdłuż mazurskich szos i przy wielu drogach w innych regionach Polski.

Polityka 18.2005 (2502) z dnia 07.05.2005; Społeczeństwo; s. 96
Reklama