Archiwum Polityki

Czynsz – sprawa polityczna

Państwo nie ma prawa obarczać kamieniczników obowiązkiem finansowego wspierania lokatorów. Właściciele domów nie mogą wyręczać rządu ani samorządów w pomocy dla najuboższych. Taka jest wymowa werdyktu Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że ustawa ograniczająca wzrost czynszów do 10 proc. rocznie jest niezgodna z konstytucją. Łamie prawo własności, gdyż na skutek wieloletnich ograniczeń opłaty za wynajem pokrywają zaledwie 60–70 proc. rzeczywistych kosztów ponoszonych przez właścicieli. W ten sposób kamienicznicy dopłacają do lokatorów albo domy ulegają ruinie. Właściciele dofinansowują zarówno tych, których stać na opłacenie pełnych kosztów utrzymywania zajmowanego lokum, jak i ubogich. Werdykt TK uprawomocni się za kilka dni i jego konsekwencją będzie zapewne wzrost czynszów. Największy w centrach dużych miast.

Posłowie kolejnych kadencji doskonale zdawali sobie sprawę, że trzymając czynsze na smyczy łamią prawo i że po wejściu Polski do Unii trzeba będzie to zmienić (w lutym tego roku nasze przepisy zakwestionował Europejski Trybunał Praw Człowieka). Trzymali się jednak dość cynicznej kalkulacji politycznej – lepiej narazić się 50 tys. właścicieli kamienic niż setkom tysięcy ich lokatorów. Kolejne ustawy, ograniczające wzrost czynszów, uchwalano więc niby z... troski o najuboższych, a naprawdę licząc na poparcie w wyborach całej rzeszy lokatorów. Wielu z nich jest w o wiele lepszej sytuacji materialnej niż dopłacający do nich kamienicznicy. Wzrost czynszów boleśnie może dotknąć najuboższych, ale to państwo i samorządy lokalne są od tego, by ich chronić, pobierają przecież na takie cele wcale niemałe podatki. Słusznie też zauważają właściciele domów, że najubożsi niekoniecznie muszą mieszkać w centrach największych miast, gdzie podatki gruntowe i od nieruchomości, jakie każą sobie płacić gminy, są także najwyższe.

Polityka 17.2005 (2501) z dnia 30.04.2005; Komentarze; s. 19
Reklama