Czy wiesz, Drogi Czytelniku, że jeśli „Polityka” ukazywałaby się jako miesięcznik, wydanie 2500 numerów zajęłoby ponad 200 lat, natomiast kwartalnik pod nazwą „Polityka” trzeba by zacząć wydawać już w 1380 r., czyli na długo przed wynalezieniem druku przez Gutenberga? Gdyby zaś wszystkie 2500 numerów postawić pionowo jeden na drugim (dla ułatwienia pod uwagę bierzemy jedynie rozmiar z edycji kolorowej), wspięłyby się one na wysokość aż 725 m, z czego jasno wynika, że wysokość jednego kilometra przekroczymy przy wydaniu „Polityki” nr 3448, co nastąpi już około 2023 r.
Pytanie – jaki byłby dystans utworzony przez połączenie przekątnych wszystkich 2500 numerów „Polityki”? Odpowiedź brzmi: olbrzymi i na razie niezmierzony (czekamy na śmiałków, którzy to policzą i nadeślą jedynie słuszne odpowiedzi).
Nasuwa się pytanie: co można zrobić z 2500 numerami „Polityki”? Otóż można każdy z nich prześledzić zdanie po zdaniu, akapit po akapicie, artykuł po artykule, co przeciętnemu czytelnikowi zajęłoby od jednego do dwóch lat, jeśli czytałby bez przerwy z jakim takim zrozumieniem. Ale nie ukrywajmy, że można także przeczytać co pięćsetny numer „Polityki”, aby zorientować się, jak dojrzewała ona dekada po dekadzie, w jaki sposób ewoluowała, zmieniała swój wygląd, optykę i kąt, pod jakim obserwowała polską rzeczywistość.
Jedynka, czyli fala opada
Absolutny numer 1 pośród numerów „Polityki” – marzec 1957 r. Start w nastroju powagi i patriotycznej refleksji (8 kolumn drobnym drukiem, jeden rysunek satyryczny, dwie reprodukcje plus ramka z cytatem z Lenina), w szacie graficznej wyraźnie daje się odczuć ascetyczny styl zapoczątkowany kilka miesięcy wcześniej przez Gomułkę.