Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Telefon cioci Zosi

Dwadzieścia sześć lat temu odziedziczyłem po cioci Zosi kawalerkę na ulicy Radnej. Ciocia Zosia była łacinnicą. Termin dzisiaj zapomniany i pochowany w archeologii społecznej. Wtedy jednak każdy rozumiał jeszcze, o co chodzi. Otóż ciocia Zosia uczyła łaciny (języka łacińskiego) w liceach w Wołominie i Tłuszczu. Jej uczniem, między innymi, był w Wołominie Tadeusz Walasek, bokser wagi średniej, który tylko przez stronniczość sędziów nie zdobył złotego medalu podczas olimpiady 1960 r. w Rzymie. Wiedzieliśmy wszyscy, że był lepszy od tego amerykańskiego Crooka i to pozostanie w historii. Czy jednak zapamiętał ktokolwiek, że dzięki cioci Zosi Walasek wiedział, co znaczą rozpaczliwe zawołania Cycerona: „O tempora, o mores!”. Mało tego, tenże Walasek bez najmniejszego trudu przetłumaczyłby czytelnikom, iż „In necessariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus caritas” znaczy: „W konieczności jedność, w zwątpieniu wolność, we wszystkim miłość”. Ale przecież nie o Walasku ta historia, zupełnie też nie o cioci Zosi.

Odziedziczyłem oto kawalerkę. Piętnaście metrów kwadratowych na krzyż z niszą kuchenną. Kiedy wstawiło się półki, łóżko, stolik i krzesła do stolika, nie zostawało nic. Kochanki moje brnęły przez rozrzucone na ziemi stosy książek i niejednokrotnie rezygnowały z dalszego, czyli zasadniczego, pobytu. Do dziś mam w oczach ich spojrzenia pełne ironii, gorzej – kpiny: I tu mnie zaprosiłeś? Było mi głupio ogromnie. Ale cóż miałem innego do zaproponowania – kawalerkę odziedziczoną po cioci Zosi, z takimi parametrami, jakie miała. Jednego wszelako moje panie nie spostrzegły. W moim malutkim pomieszczeniu był.

Polityka 16.2005 (2500) z dnia 23.04.2005; Stomma; s. 114
Reklama