Nazwę Bomi dały pierwsze sylaby imion Bożeny i Mirosława, założycieli spółki. Atutem Bożeny, kierowniczki niewielkiego (90 m kw.) sklepu Społem w Gdyni, było prawo do taniego przejęcia lokalu. Ale Bożena zachorowała i odsprzedała swój udział w spółce. Prawdziwymi założycielami Bomi stali się Mirosław Tkaczyk i Piotr Dziabas.
Obaj wcześniej imali się różnych zajęć. Tkaczyk (rocznik 1961, elektryk) naprawiał samochody, był kierowcą, hodował świnie i kury. Dziabas (rocznik 1960, niedokończone studia na AWF) był nauczycielem wychowania fizycznego. Lubił tę pracę, ale żeby poprawić standard życia rodziny, równolegle prowadził drobne interesy – magiel gorący, studio gier komputerowych, a wreszcie wypożyczalnię kaset wideo. W 1986 r. zrezygnował ze szkoły na rzecz Społem. – Czasy były byle jakie – powiada – a tam chociaż mięsa człowiek miał do syta, nie 2,5 kg na kartkowy przydział.
Pracował w magazynie masarni przerabiającej mięso nieobjęte kartkami, głównie drób i baraninę. To były pierwowzory dzisiejszych wędlin wysokowydajnych. Z kilograma czystego mięsa starano się uzyskać jak najwięcej wyrobów, na przykład pasztetowej. Ale nie jest prawdą – jak podejrzewali klienci – że dodawało się do niej papier toaletowy. To też był towar zbyt cenny i deficytowy.
Tkaczyk rozwoził te ich wyroby. Stąd się znali. W 1990 r. zostali wspólnikami. Sklep w centrum Gdyni prosperował dobrze, ale pojawiła się szansa na przejęcie drugiego – dziesięć razy większego w jednej z dzielnic miasta. Dziabas, który zawsze chciał szybko i ostro rozwijać firmę, uznał, że tej okazji nie można przepuścić. Argumentował, że w tej okolicy mieszka 10 tys. ludzi. Próbowała ich odwieść żona Tkaczyka. Że niby po co ryzykować, skoro mają tyle, ile im do życia potrzeba.