Archiwum Polityki

Papieski łącznik

Papież-Polak służył całemu Kościołowi i światu, a papieżowi służył ks. Stanisław Dziwisz, może najwierniejszy z wiernych.

Adam Szostkiewicz

Odkąd Jan Paweł II opadł wyraźnie z sił, w Rzymie huczało od plotek, że arcybiskup Dziwisz to już nie tylko szara eminencja papieskiego dworu, lecz wicepapież. – To potężna nadinterpretacja – mówi bp Stanisław Nycz, który za swych krakowskich czasów – dziś jest ordynariuszem koszalińskim – wizytował parafię w Rabie Wyżnej, skąd pochodzi Don Stanislao, jak przezwano w Watykanie abp. Dziwisza. – Tak próbuje się sprowadzić ostatnie miesiące tego pontyfikatu do personalnych waśni w Kurii Rzymskiej. Przecież obecność Polaków w Rzymie wynikała z natury pontyfikatu papieża Polaka.

Najbardziej widomym znakiem tej obecności pozostawał ks. Stanisław, potocznie nazywany sekretarzem lub kapelanem Jana Pawła II, choć jego oficjalna funkcja watykańska to wiceprefekt domu papieskiego – wysoka, lecz nie centralna w kościelnej hierarchii władzy. – On organizował prywatne życie papieża – tłumaczy ks. Adam Boniecki, który w latach 80. pracował w Rzymie jako redaktor polskiego wydania „Osservatore Romano”, półoficjalnego organu Watykanu. – Oznacza to uczestnictwo w większości prywatnych rozmów i spotkań papieża, omawianie niektórych decyzji, selekcję ludzi, których dopuści się do głowy Kościoła, a nawet wczuwanie się w mentalność papieża, wyczuwanie jego woli.

Za przywilej tej stałej obecności płaci się naturalnie pewną cenę. Może nią być wyrzeczenie się własnego życia prywatnego, własnej osobowości. – Pamiętam – wspomina ks. Boniecki – powtarzał mi: Mnie nie ma, ja nie istnieję. Ceną jest także narażanie się na ataki i pomówienia, wyzwalanie w ludziach agresji, jeśli na przykład nie udało im się spełnić marzenia o prywatnej audiencji u Ojca Świętego.

Polityka 14.2005 (2498) z dnia 09.04.2005; s. 14
Reklama