Na falach stacji ojca Rydzyka opowiada o swoim dziele, prowadzonym w imię Maryi i patrona uczelni księdza Bronisława Markiewicza, który wkrótce zostanie beatyfikowany. Występuje jako odnowiciel katolickiego szkolnictwa i obrońca wiary.
– Jarosz zjawił się w Jarosławiu wraz z punktem konsultacyjnym Politechniki Rzeszowskiej, gdzie wykładał – przypomina Andrzej Mazurkiewicz, były senator KPN, lider stowarzyszenia na rzecz powołania w Jarosławiu wyższej uczelni. Zgromadzono solidne środki, dla przyszłej uczelni udało się pozyskać budynki po zlikwidowanej jednostce wojskowej. – Po ciężkich walkach ministerstwo dało zgodę – wspomina Mazurkiewicz, który osobiście woził do Warszawy listy poparcia od posłów, senatorów i przemyskiej Kurii Metropolitalnej. W Jarosławiu miała się kształcić przede wszystkim młodzież miejscowa i z Ukrainy.
Jarosz otrzymał tytuł rektora z rąk ministra w 1998 r. Prawicowi urzędnicy nie zwrócili uwagi, że jego magnificencja uzyskał stopień doktora habilitowanego nauk ekonomicznych w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym PZPR na podstawie rozprawy pod tytułem „Integracja w gospodarce mlekiem na przykładzie strefy surowcowej Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Lubaczowie”. Nikomu nie przeszkadzało, że przewędrował uczelnie od Szczecina po Rzeszów ani to, że miał kłopoty obyczajowe.
Po roku został wybrany przez Senat uczelni, a ściślej – kazał się wybrać w jawnym głosowaniu.
– Odkąd założył gronostaje, jednych już sponiewierał, innych poniewiera, a resztę zastraszył. Niewielu pracowników uczelni, a nawet byłych pracowników ma odwagę wystąpić przeciw niemu pod nazwiskiem – przyznaje Mazurkiewicz, który pracował w PWSZ. Rektor bije, kopie i obraża pracowników.