Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Muzeum pobożnych życzeń

W stolicy ma stanąć Muzeum Sztuki Współczesnej. Taką deklarację złożyli prezydent Warszawy Lech Kaczyński i minister kultury Waldemar Dąbrowski. Idea jest szczytna, od razu pojawia się jednak pytanie: jakie dzieła będą tam eksponowane, skoro wiele najcenniejszych prac naszych współczesnych artystów znajduje się już w zagranicznych galeriach.

W stolicy istnieje kilka mniej lub bardziej bogatych kolekcji współczesnej sztuki polskiej. Własne zbiory ma Galeria Zachęta, Fundacja Instytutu Promocji Sztuki, Muzeum Narodowe, a przede wszystkim Centrum Sztuki Współczesnej. Naiwnością jest jednak wiara, że uda się je połączyć, tworząc w ten sposób podstawy przyszłej kolekcji. Otrzymalibyśmy zbieraninę, a nie zbiór. Przede wszystkim zaś trudno uwierzyć, by dysponenci istniejących kolekcji dobrowolnie przekazali posiadane dzieła sztuki, gromadzone mozolnie i przez długie lata.

Można oczywiście przyjąć opcję zerową; przeszłość pozostawiamy innym muzeom i prezentujemy tylko to, co dopiero opuści pracownie artystów. Rozwiązanie to dyplomatyczne, ale niebezpiecznie minimalistyczne. Bo przecież trudno wyobrazić sobie jedyne polskie muzeum sztuki współczesnej ignorujące np. to, co działo się w życiu artystycznym po 1989 r. i pomijające choćby dorobek potężnego, ważnego i kontrowersyjnego nurtu sztuki krytycznej.

Czy udałoby się zgromadzić w nim dzieła, które na to zasługują?

Raczej nieosiągalne są prace najsłynniejsze,

o których w minionym 15-leciu mówiło się najwięcej i które nierzadko stawały się przedmiotem publicznej debaty. W nowym muzeum z pewnością nie pojawi się obóz koncentracyjny z klocków lego Zbigniewa Libery. Stało się o nim szczególnie głośno dzięki kuratorowi polskiego pawilonu na Biennale w Wenecji w 1997 r., który wystraszył się, że praca ta reprezentować będzie nasz kraj na wielkiej międzynarodowej imprezie. Jakiś czas później z ogromnym sukcesem zaprezentowano lego w Muzeum Holocaustu w Nowym Jorku. Ograniczona do kilku kompletów seria rozeszła się już dawno po muzeach i prywatnych kolekcjach na świecie. Raczej nie można też liczyć na „Ciotkę Kena” i „Możesz ogolić swoją lalkę” tego samego autora – dwie interesujące prace nurtu sztuki krytycznej.

Polityka 13.2005 (2497) z dnia 02.04.2005; Kultura; s. 62
Reklama