Odegranie głównego bohatera w tej sztuce wziął na siebie prezes ZASP Olgierd Łukaszewicz, w role czarnych charakterów, przeciwników prezesa, udanie weszli koledzy: Kazimierz Kaczor (były prezes, wykluczony z ZASP, a następnie z powrotem przywrócony) i Cezary Morawski (były skarbnik, wykluczony i nieprzywrócony), odpowiedzialni za doprowadzenie do utraty przez ZASP 9,5 mln zł, które podczas swoich rządów fatalnie zainwestowali w akcje upadającej Stoczni Szczecińskiej. Obaj od 3 lat czekali na tę premierę, aby móc wygłosić własne kwestie. W szczególnie trudnej sytuacji był kolega Morawski, który nie miał pewności, czy w ogóle wystąpi. – Złożyłem prośbę, ale nie wiem, czy mi pozwolą – tłumaczył, nerwowo drepcząc od rana w kuluarach i w skupieniu powtarzając tekst.
Niewielką, choć istotną rolę mędrca (niestety pozbawioną tekstu) objął honorowy prezes ZASP Gustaw Holoubek, a postać Kasandry z konieczności kreował ksiądz Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych. W epizodzie pojawił się gościnnie Cezary Pazura, wiceprezes konkurencyjnego, choć bratniego Stowarzyszenia Aktorów Filmowych i Telewizyjnych. Już na wstępie kolega Pazura rozglądając się po sali zapytał szczerze, gdzie są młodzi, gdzie są znane twarze, i zmuszony był odpowiedzieć sam sobie, że te twarze są w jego organizacji. Następnie poprosił o zaprzestanie rozgłaszania opinii, że to SAFiT jest powodem kryzysu i rozłamu w ZASP.
– Macie dziś okazję zaprezentowania środowiska z jak najlepszej strony. Wykorzystajcie ją – zachęcił delegatów kolega Pazura, który swoją krótką rolę przeczytał z kartki. Kiedy zszedł ze sceny, niektórzy widzowie przyznali, że oglądali go już w lepszych kreacjach.
Zjazdowy spektakl był nierówny, miejscami akcja zupełnie stawała, a aktorzy rozglądali się za jakimś reżyserem.