Archiwum Polityki

Gwóźdź do zgody

Spektakl pod nazwą 48 Walny Zjazd Delegatów Związku Artystów Scen Polskich, wystawiony na deskach stołecznego Teatru Polskiego, miał być kulminacją teatralnego sezonu. Niestety, po jego odegraniu nie ma pewności, czy wykonawcy odnieśli sukces, czy też wbili kolejny gwóźdź do trumny, w której złożono jedność środowiska.

Odegranie głównego bohatera w tej sztuce wziął na siebie prezes ZASP Olgierd Łukaszewicz, w role czarnych charakterów, przeciwników prezesa, udanie weszli koledzy: Kazimierz Kaczor (były prezes, wykluczony z ZASP, a następnie z powrotem przywrócony) i Cezary Morawski (były skarbnik, wykluczony i nieprzywrócony), odpowiedzialni za doprowadzenie do utraty przez ZASP 9,5 mln zł, które podczas swoich rządów fatalnie zainwestowali w akcje upadającej Stoczni Szczecińskiej. Obaj od 3 lat czekali na tę premierę, aby móc wygłosić własne kwestie. W szczególnie trudnej sytuacji był kolega Morawski, który nie miał pewności, czy w ogóle wystąpi. – Złożyłem prośbę, ale nie wiem, czy mi pozwolą – tłumaczył, nerwowo drepcząc od rana w kuluarach i w skupieniu powtarzając tekst.

Niewielką, choć istotną rolę mędrca (niestety pozbawioną tekstu) objął honorowy prezes ZASP Gustaw Holoubek, a postać Kasandry z konieczności kreował ksiądz Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych. W epizodzie pojawił się gościnnie Cezary Pazura, wiceprezes konkurencyjnego, choć bratniego Stowarzyszenia Aktorów Filmowych i Telewizyjnych. Już na wstępie kolega Pazura rozglądając się po sali zapytał szczerze, gdzie są młodzi, gdzie są znane twarze, i zmuszony był odpowiedzieć sam sobie, że te twarze są w jego organizacji. Następnie poprosił o zaprzestanie rozgłaszania opinii, że to SAFiT jest powodem kryzysu i rozłamu w ZASP.

Macie dziś okazję zaprezentowania środowiska z jak najlepszej strony. Wykorzystajcie ją – zachęcił delegatów kolega Pazura, który swoją krótką rolę przeczytał z kartki. Kiedy zszedł ze sceny, niektórzy widzowie przyznali, że oglądali go już w lepszych kreacjach.

Zjazdowy spektakl był nierówny, miejscami akcja zupełnie stawała, a aktorzy rozglądali się za jakimś reżyserem.

Polityka 13.2005 (2497) z dnia 02.04.2005; Społeczeństwo; s. 90
Reklama