Katarzyna Gudelis i Łukasz Taraszkiewicz mieli wtedy po 18 lat. On zdjął z głowy czapeczkę z daszkiem i kazał jej przez tę czapeczkę oddychać. Był spokojny. Ona w panice. Krzyczała. Oboje uznali, że to już koniec. Pożegnali się. On powiedział, że ją kocha, a potem wyrwał spośród zbitej masy, pchnął w kierunku wyjścia, powiedział: uciekaj. – I ja po tych ludziach... – Katarzynie jeszcze dziś rwą się zdania. – Gdyby nie Łukasz, nie miałabym szans, mnie by tam stratowali.
Na koncert zespołu Golden Life 24 listopada 1994 r. ściągnęło około tysiąca osób. Po występie sala się przerzedziła. Na wielkim ekranie zaczęła się transmisja MTV z uroczystości wręczenia nagród muzycznych w Berlinie. Nagły ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Gaśnice zawiodły. Wyjścia ewakuacyjne były zamknięte. Tłum utknął w ciasnym przedsionku, przy kracie, w której były jedyne otwarte drzwi.
I tam uciekających dogoniły podmuchy żaru. Mdleli, padali, tworząc kilkuwarstwowy ludzki dywan. Płakali, modlili się, ściskali kurczowo czyjeś ręce.
Ofiar śmiertelnych było siedem. Operator lokalnej telewizji Orunia Sky spłonął, bo cofnął się, by ratować kamerę. 13-letnia uczennica sopockiej szkoły została zadeptana. Pięć osób zmarło już w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń. Lekarze z Akademii Medycznej w Gdańsku nigdy nie widzieli na raz tylu oparzonych – 320 osób, z czego 198 zakwalifikowano do leczenia w szpitalu. Czasem – trwającego długie lata.
Wietrzenie emocji
Magda Kornacka, dziś Kowalewska, miała 16 lat i 1 dzień. Krzyczeć, że nie chce umierać, zaczęła dopiero wtedy, gdy w szpitalu spojrzała w lustro. Po nocach dręczyły ją koszmarne sny: uciekała przed ogniem z miasta do miasta, a kolejne miasta ogarniała pożoga.