Archiwum Polityki

Rewolucja u bram

Anglosasi piszą, że Slavoj Żiżek (w marcu kończy 56 l.) to słowiański gigant. W rodzimej Słowenii jest kimś pomiędzy Vaclavem Havlem w Czechach, Adamem Michnikiem w Polsce, Noamem Chomskim w Ameryce i Jürgenem Habermasem w Niemczech. Intelektualista uczestniczący w globalnej debacie, ale też w lokalnej polityce. Urodzony dysydent. Za czasów Jugosławii wiele lat bezrobotny. Polityk. Kandydat w słoweńskich wyborach prezydenckich. Filozof. Jeden z głównych spadkobierców lacanowskiej szkoły psychoanalizy. Jedyny Słowianin, który wdarł się na filozoficzny parnas w Europie, Ameryce Łacińskiej i Stanach Zjednoczonych. Jego główne książki ukazują się w kilkudziesięciu językach. Formalnie mieszka w Lublanie. Praktycznie tam, gdzie akurat wykłada. Ostatnio w Buenos Aires. Lekko szalony. Trochę roztrzepany, ale też bezlitośnie konsekwentny w myśleniu i radykalnie krytyczny wobec kierunku, w jakim świat się rozwija. Dwa lata temu zszokował intelektualną publiczność swoją książką „Revolution at the Gates” („Rewolucja u bram”), w której blisko połowę stanowią wypisy z Lenina.

Jacek Żakowski: – Naprawdę wierzy pan, że rewolucja już czai się u bram?

\tSlavoj Żiżek: – To zależy, co pan ma na myśli mówiąc rewolucja.

Wiadomo: francuska, październikowa...

W przewrót dokonany przemocą nie wierzę. Ale widzę, że jesteśmy w paskudnie typowym rewolucyjnym momencie, kiedy radykalnie zmieniają się najbardziej podstawowe zasady naszego funkcjonowania i wszyscy na tym tracimy. Nie tylko zasady polityczne zmieniają się na niekorzyść. Także rozumienie samego człowieczeństwa. Wierzę w rewolucję, która odmieni świat i znów go uczłowieczy.

Ma pan na myśli jakąś nową utopię?

Problem polega na tym, że wielka utopia właśnie nam się rozpadła.

Rozpadła się 15 lat temu.

Tu się nie rozumiemy. Pan myśli tak jak większość ludzi Zachodu. Upadek muru berlińskiego uważa pan za symbol rozpadu największej utopii XX w. Bo panu się wydaje, że komunizm był ostatnią wielką utopią. A to nie jest prawda. W latach 90. miejsce utopii komunistycznej zajęła utopia liberalna. Paradoks polega na tym, że w 1990 r. wszyscy zauważyli upadek utopii komunistycznej, a nie zauważyli załamania wielkiej utopii Zachodu – państwa opiekuńczego, kapitalizmu, liberalnej demokracji. Jeżeli 11 września 2001 r. ma jakiś głębszy sens, to jest nim właśnie kres liberalno-demokratycznej utopii. Prawdziwa utopia to przecież nie jest przekonanie, że wszyscy będą dobrzy i szczęśliwi. Marks też nie wierzył w stworzenie raju na Ziemi. Prawdziwa utopia to wiara, że mamy ostateczną formułę, dzięki której świat będzie już coraz lepszy, że problem fundamentalny został rozwiązany i do załatwienia mamy tylko różne kwestie praktyczne. Lata 90.

Niezbędnik Inteligenta Polityka. Niezbędnik Inteligenta. Wydanie 4 (90102) z dnia 19.03.2005; Niezbędnik Inteligenta; s. 2
Reklama