Mimo piątkowego popołudnia, kilka dni przed wyborami rektora Politechniki Warszawskiej, aula uczelni jest wypełniona po brzegi. Krzesła zajmują odświętnie ubrani profesorowie, adiunkci, doktoranci, pracownicy administracyjni i studenci. Zerkają w stronę katedry, przy której energiczna przewodnicząca Uczelnianej Komisji Wyborczej prof. Alina Maciejewska ze współpracownikami instaluje sprzęt do prezentacji. Wreszcie, punktualnie o trzynastej, startuje otwarte zebranie wyborcze kandydatów na rektorów PW w kadencji 2005–2008.
Ogólnopolska zmiana warty
Szefowa UKW przedstawia startujących do urzędu profesorów: Lecha Czarneckiego, Włodzimierza Kurnika, Piotra Wolańskiego – wszyscy to urzędujący prorektorzy. Odczytuje rozpisany co do minuty scenariusz pięciorundowej rozgrywki. I wreszcie najważniejsze. – Wczoraj zgłosili się do mnie przedstawiciele Solidarności PW z prośbą, żeby kandydaci ustosunkowali się do problemu: „Autonomia Politechniki Warszawskiej a proces lustracyjny” – dodaje na koniec prof. Maciejewska. Usadowieni z tyłu auli studenci wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Uczelniana plotka głosi, że w związku ze znalezieniem identycznego imienia i nazwiska na liście Wildsteina z ponownego ubiegania się o fotel rektora zrezygnował urzędujący szef uczelni prof. Stanisław Mańkowski. On sam rozmawiać nie chce, by nie naruszać ciszy wyborczej. Kandydaci na rektorów oświadczają, że nigdy nie współpracowali z żadnymi służbami, uznając najwidoczniej, że wyczerpują tym temat: autonomia PW a proces lustracyjny. Przedstawiają też swoje życiorysy, priorytety i wizje rozwoju uczelni, odpowiadają na pytania.
Gdyby profesor Mańkowski nie zniechęcił się epizodem z listą, pewnie stanąłby do wyborów. Kończy się jego pierwsza kadencja na stanowisku rektora, a funkcję tę można pełnić dwa razy z rzędu i zazwyczaj tak się dzieje.